Co jest kobiecego w kobiecie, oprócz jej "powłoki" zewnętrznej i jej biologicznej "funkcjonalności"? Czy "oczywiste" fizyczne atrybuty kobiecości są koniecznym warunkiem do postrzegania kobiety jako kobiety? Co stanowi o kobiecej atrakcyjności?
Tytułem wyjaśnienia - rozważane tutaj idee kobiecości i męskości - nie oznaczają dwóch spolaryzowanych modeli płci człowieka, ale rodzaje jego natury, z których obie każdy człowiek przejawia w różnych proporcjach i odcieniach, niezależnie od reprezentowanej płci.
Skąd pomysł o wyobrażeniu sobie pań bez typowo fizycznych, kojarzących się erotycznie i/lub macierzyńsko, atrybutów kobiecych?
Zaciekawiło mnie pewne społeczne zjawisko, w którym zauważyłam różnice w społecznej postawie wobec ciał i atrakcyjności kobiet oraz mężczyzn wraz z ich wiekiem, i zadałam sobie pytanie, dlaczego te postawy się różnią. Na przykład: dlaczego mężczyzna bywa postrzegany jako atrakcyjny do starości, a starzejąca się kobieta - powszechnie nie? I dlaczego sama się za atrakcyjną nie uważa? (z nielicznymi wyjątkami). Skoro ciało mężczyzny starzeje się z wiekiem i mimo to jest on postrzegany jako atrakcyjny, nie chodzi tu w głównej mierze o jego ciało. Chodzi o umysł. Czyli jeśli umysł jest atrakcyjny, atrakcyjny jest też cały mężczyzna, niezależnie od jego ciała (w uproszczeniu).
Jeśli starzeje się kobieta, nie jest powszechnie uważana za atrakcyjną (poza wyjątkami). Już od momentu, kiedy zaczyna zauważać pierwsze oznaki starzenia, potrzebuje "zrobić się" na młodszą. Rozpromienia się słysząc "Ale młodo wyglądasz" (lub szczupło). Nie słyszałam, żeby powszechnie takie zdanie rozpromieniało mężczyznę.
Dlaczego kobiety tyle energii zużywają na to, żeby wyglądać "młodo"? Po co im ta "młodość"? Dlaczego nie mogłyby się, podobnie jak statystycznie mężczyźni, cieszyć tym, co jest, dokładnie takim, jakie jest?
W przypadku kobiet starzejących się rzecz ma się równie nieciekawie. Wiele pań mnóstwo wysiłku i finansów wkłada w swój wygląd, żeby czuć się młodo, czyli w domyśle - dobrze. Częstokroć pomimo to, czuje się źle. "Bo jestem stara".
Nasza kultura nie stawia na wartości obecne w innych kulturach, zwłaszcza dawnych, gdzie starość kojarzy(ła) się z mądrością, a ta zupełnie niezwiązana jest z ciałem, ale raczej z umysłem. I to umysł, który za pomocą ciała uzyskał doświadczenia i przetworzył je na mądrość (wiedzę i doświadczenie z niej wynikające) - stanowi atrakcję i klejnot w ciele starszej osoby. I to niezależnie od jej wyglądu - poziomu jędrności ciała, długości czy koloru włosów oraz obwodu klatki piersiowej, talii czy długości nóg.
Dlaczego się tak dzieje?
Ano pewnie, jak zazwyczaj, z powodu braku informacji i stosownej wiedzy. Mamy tendencje do zauważania tego, co widoczne gołym okiem i w dużej skali, widzimy zatem dzieła męskich umysłów. Ze względu na fakt, iż materialne "dzieła" kobiety, to potomstwo oraz niezliczone niewielkie formy materialne i często nietrwałe, stąd też pomijane są jako wytwór godny podziwu i szacunku.
W powszechnym wypaczonym pojęciu wartość kobiet stanowi ich zdolność rozrodcza tudzież erotyczna. Kobieta, która nie może lub nie chce mieć potomstwa, postrzegana jest i sama się często czuje jako bezwartościowa, gdyż nie może dostarczyć materialnego potwierdzenia swojej przydatności społecznej, a innego powodu do niej często nie widzi. Nie widzi ona i nie widzą inni licznych innych doniosłych dzieł kobiecego umysłu.
Dlaczego, oprócz ciała i rozrodczości, nie postrzega się społecznie kobiecego umysłu i nawet nie nazywa tym mianem?
Bo się społecznie nie widzi, a zatem i nie jest świadomym, innych owoców jego pracy. Bo ze względu na swoją naturę, są one słabo widoczne dla tego, kto postrzega "okiem" rozumu. Widzi je ktoś, kto patrzy przez pryzmat zarówno rozumu jak i uczuć jednocześnie, gdyż aby owoce kobiecego umysłu "zobaczyć", potrzeba je poczuć - innymi słowy, "zobaczyć oczami duszy".
Kobiety pragną być doceniane i należycie wynagradzane, tak samo jak mężczyźni, za dzieła swojego umysłu, a nie za udawanie męskiego lub 'handel własną biologią'. Nie rozumiejąc jednak własnej natury i nie szanując jej niezamierzenie, starają się pracować na wzór natury męskiej, aby zapracować na wynagrodzenie według męskich kryteriów - bo tylko takie społecznie zasadniczo funkcjonują - co kosztuje je łamanie swojej natury i narażanie się na przeciążenia, do których biologicznie nie zostały "stworzone". Albo jeśli pracują zgodnie z ich kobiecym umysłem, ich praca nie jest wynagradzana wcale lub bardzo mizernie.
Jeśli świadomie chcą pracować w myśl reguł męskiego umysłu - w porządku - jeśli jednak robią to z intencji bycia zauważoną i docenioną jako wartościowa część społeczeństwa, bo ten świat - w ich kobiecości, takiej jaka jest - ich nie zauważa, pracują jakby "szły pod prąd". W kolejnym znanym modelu wykorzystują to, co świat w nich widzi - ciało - czyniąc z niego we wszelakich relacjach obiekt, nieświadome, iż traktowanie go w ten sposób jeszcze bardziej pogłębia ich społeczną "niewidzialność" jako istoty posiadające atrakcyjny umysł.
Systemy filozoficzne świata zgłębiały ludzką naturę od zarania dziejów i ich efektem jest bogata wiedza na jej temat. Nie trzeba jednak być filozofem i mędrcem, żeby zauważyć w wyniku obserwacji, iż natury męska i żeńska się różnią. Przy bliższym przyjrzeniu się zauważyć można również, że nie każdy mężczyzna ma naturę wyłącznie męską, a kobieta - kobiecą w 100%.
Natura męska, to w największym uproszczeniu - to co "na zewnątrz" - ekspansja, przetwarzanie idei w materię, aktywność. W symbolice kultur Wschodu, to żywioł ognia, którego natury nie potrzeba opisywać.
Natura kobieca (żywioł wody w tej samej symbolice, mówiący również sam za siebie), to inspiracja, wytwarzanie delikatnej materii atmosfery i środowiska twórczego, komunikacja, intuicyjność, dawanie życia (niekoniecznie biologicznie). Wszystkie te przymioty są "niewidzialne" w świecie zdominowanym przez logikę akademicką, bazującą na modelu 0-1, i niedoceniane. Podziwia się drogi, mosty, budynki, maszyny (co jest zrozumiałe - i chwała męskiemu umysłowi za to), ale nie podziwia się niewidzialnych nici, które "snuje" umysł kobiecy.
Dość paradoksalnym zjawiskiem jest, iż - tak jak w przypadku cielesnej materii, męski czynnik zapładnia żeński, z którego żeński tworzy cielesną "materię" - potomstwo, tak w przypadku materii umysłu - żeński czynnik zapładnia (inspiruje) męski umysł, który "rodzi" dzieła materialne.
Nieznajomość natury rodzi ból po obu stronach - i kobiecy i męski ból. Kobiecy - z racji niezauważania i niedoceniania walorów kobiecego umysłu wraz z percepcją kobiet niemal wyłącznie przez pryzmat ciała. Męski - z powodu poczucia samotności mężczyzn w zmaganiach z materią, bez świadomości, że czerpią ze źródła żeńskich partnerów, dorównujących im siłą umysłu, ale innego w naturze i działaniu niż ich własny.
Parafrazując zdanie Einsteina - jeśli rybę będzie się oceniać przez pryzmat wspinania na drzewo, spędzi ona całe życie będąc przekonana, iż jest głupia. Kobietom w historii ludzkości nikt nie mówił o wartości ich umysłów, a jedyne ich rodzaje, jakie świat kiedykolwiek cenił, były umysłami kobiet - naukowców czy artystek, których dzieła były namacalne i "ocenialne" w męskich kategoriach.
Kobiety świadome swojego umysłu i jego atrakcyjności wiedzą, iż ciało tylko w powierzchownym stopniu stanowi prawdziwą podnietę również dla zmysłów. I warto, aby uświadomiły sobie to wszystkie kobiety, które przestały się czuć atrakcyjne i wartościowe w wyniku np. mastektomii, lub nigdy się takie nie czuły, gdyż ich piersi były płaskie z dowolnego powodu. Albo mają krótkie włosy lub nie mają ich wcale, albo nie mają mocno zarysowanych "krągłości" ciała, albo nie stosują makijażu i innych "upiększeń", albo - z jakichkolwiek przyczyn nie pasują do zubożonego modelu kobiecości z naszego kręgu cywilizacyjnego.
Może gdyby kobiety wiedziały jak wartościowy jest ich umysł, nie bałyby się tak bardzo starzenia ciała i “utraty atrakcyjności”, bo to nie ciało by o niej stanowiło? A ci, którzy ocenialiby je nadal według starego paradygmatu, zostaliby wysłani tam, gdzie ich miejsce, żeby dalej nie wpędzać ich we frustrację i poczucie braku wartości jako kobiety.
Nowe rozumienie swojej kobiecej natury, jak każda nowa umiejętność, wymaga wyjścia ze "starej" i wielu bolesnych konfrontacji z dotychczasowym sposobem reagowania na przejawy kobiecego umysłu - lekceważącej i dyskryminacyjnej. Wymaga rezygnacji z "naginania się" do wymagań przeznaczonych dla męskiego umysłu i może wystawiać na przykrości od tych, którzy kobiecego umysłu nie znają i poznać odmawiają. Z pewnością wymaga upartego dążenia do stworzenia społecznej świadomości, iż zjawisko kobiecego umysłu nie tylko istnieje, ale działa od zarania dziejów i jest "matką" wszystkich dzieł tego świata, nawet jeśli wyprodukowanych fizycznie ręką męskiego umysłu "ojca".
Niech wybaczą mi wszystkie Panie o zdolnościach i profesjach tworzenia "twardej" materii, jeśli poczuły się zaliczone do "męskiej" kategorii. Nie chodzi o czarną grubą linię pomiędzy skrajnościami. W naturze wszystko się przenika i każda rzecz zawiera w sobie elementy innych, sama jednak ma swoją zasadniczą, przeważającą naturę.
Kobiecy umysł, któremu w historii ludzkości odmawiano uznania za równy męskiemu pod względem wartości i dyskryminowano, potrzebuje należnego sobie miejsca. Do tej pory był niewidoczny ze względu na znieczulenie społecznej tkanki - a jego dzieła wykrywa ludzkie serce i związane z nim czucie. Dopiero w synergicznym związku z kobiecym, męski umysł jest w stanie tworzyć na miarę wspaniałego umysłu ludzkiego, gdyż sam, bez współpracy z kobiecym, tworzy świat, w którym ma rację, ale nie ma relacji.
zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie
LINKi do BLOGa:
artykuły dedykowane świadomemu leczeniu chorób
artykuły dedykowane samodzielnemu, świadomemu uwalnianiu od nałogów
artykuły - inspiracje do świadomego uzdrawiania relacji międzyludzkich
artykuły wspomagające trwałe rozwiązywanie problemów, efektywne osiąganie celów i spełnianie marzeń
bajki - mądrość o skutecznych sposobach zaspokajania pragnień o lepszym życiu ukryta w historiach
Uzdrawianie siłami natury
Agnieszka Pareto