Odkryłam, iż aby osiągnąć stan pożądany, którego nie potrafi się uzyskać, potrzeba poszukać "profesjonalistów tego stanu" - tych, którzy ten stan osiągnęli - i zbadać, w jaki sposób im się to udaje. Może - wprowadzając podobne zasady do własnego życia, uda się też tak mieć jak oni?
Wiele zjawisk wydaje nam się oczywistych i w ogóle o nich nie myślimy, kiedy wszystko układa się dobrze i harmonijnie, jesteśmy zdrowi i niczego nam nie brakuje. Kiedy jednak zdrowie nam się zaczyna sypać, frustracja i zniechęcenie staje się stanem codziennym, nie potrafimy z nikim nawiązać porozumienia, a nasze życie, to pasmo rutyny i znienawidzonych obowiązków, zaczynamy wykonywać masę nerwowych ruchów i próbować wychodzić z tego stanu znanymi i dostępnymi środkami. Jeśli jednak znane i dostępne środki prowadzą do nędznych skutków - próbujemy siłowych rozwiązań, które pożądany rezultat jeszcze bardziej od nas oddalają oraz pogłębiają stan zapaści.
Jednak - jak już ponoć Albert Einstein kiedyś powiedział, szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów...
No dobrze, ale co zmienić, żeby wyjść z tego zaklętego kręgu? Na czym polega błąd w myśleniu, który uniemożliwia osiągnięcie tego, czego tak bardzo pragniemy - zdrowia, szczęścia, radości, bogactwa?
Przyszło mi kiedyś na myśl, że aby nauczyć się określonego rzemiosła, poszłabym się szkolić do kogoś, kto w tej dziedzinie jest kompetentny, jest mistrzem, jest profesjonalistą. Owoce jego pracy świadczą o nim. Osiągnął stan, w którym cokolwiek tworzy, ma to cechy doskonałości. I tam bym szukała inspiracji.
To dało mi napęd do poszukiwań. Nie szukałam nikogo, kto jest doskonały w zakresie "dzieł" materialnych, namacalnych, ale jest mistrzem w stanie zdrowia i profesjonalistą umiejętności życiowych - w tym zarówno zdrowia fizycznego jak i psychicznego - oraz równowagi. Szukałam wśród lekarzy wszelkiej medycyny, "oświeconych" mnichów, nauczycieli duchowych, plemion żyjących z dala od cywilizacji, mieszkańców Okinawy (znanych z długowieczności) - słowem: przeszukałam wiele źródeł i ciągle nie mogłam znaleźć tego, o co mi chodziło. To, co znajdowałam, wciąż nie dawało mi satysfakcji. Bo też nie w pełni zdawałam sobie precyzyjnie sprawę z tego, jakich cech owych "profesjonalistów" tak do końca szukam, które mi wewnętrznie najbardziej imponują i ze mną rezonują i to nie była ani długowieczność, ani ich określona dieta, ani wyznawany rodzaj filozofii, religii czy zbioru zasad moralnych, życie w cywilizacji czy dzikiej naturze. Dopiero jak znalazłam - do mojej świadomości dotarło, jaki jeszcze element był mi w tym wszystkim niezbędny i który od zawsze wzbudzał mój podziw - spektakularny efekt jakości przy jednoczesnej łatwości, wdzięku, lekkości, elemencie zabawy i radości. I nade wszystko - niewinna minimalistyczna prostota i zwyczajność w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Okazało się, iż wcale nie potrzeba było aż tak daleko szukać. Swoich mistrzów znalazłam niedaleko w sumie. Tyle, że nie w świecie ludzi, a zwierząt, a konkretnie w osobach... domowych kotów.
Muszę przyznać, że kiedyś ich nie lubiłam - uważałam je za egoistyczne istoty, ale mój osąd wynikał z moich przekonań, które kazały mi patrzeć na nie przez takie "okulary".
Dziś nie pałam do nich wielką sympatią, ale szanuję z daleka i podziwiam jako mistrzów zdrowia i wszelkiej równowagi - również tej dosłownej - które przychodzą im z lekkością i wdziękiem, ale nie za darmo - za cenę życia w zgodzie z pewnymi zasadami, których ten stan jest efektem. Mimo lat udomowiania, koty nigdy do końca nie dały się "udomowić", czyli mówiąc wprost - "odrzeć" z naturalnego instynktu, który je chroni przez krzywdą, będącą często składnikiem tego "pakietu".
Dzięki kotom i ich obserwacji udało mi się zdobyć nieco wiedzy o tym, co wpływa na ładny wygląd, zdrowie, dobrą kondycję, radość i wszelki dostatek. Widzę, iż te zasady mają zastosowanie wszędzie, gdzie mamy do czynienia z żywymi istotami. Najogólniej można zbiór tych zasad nazwać - byciem sobą. Zasadniczo żyje według tego zbioru cały świat dzikich zwierząt. To one tak naprawdę wiedzą jak żyć, jak chorować i jak z chorób wychodzić, jak umierać, jak dawać i jak brać, jak być pod opieką i jak samemu dbać o siebie, jak być jednostką niezależną i stadną jednocześnie, jak wychowywać dzieci do dorosłego życia, nie czyniąc z nich niewolników, jak korzystać z dostępnych zasobów dla własnego dobra, ale nie przeciwko dobru innych.
Zamiast szukać nie wiedzieć jak daleko, dobrze było się na chwilę zatrzymać i dać zaskoczyć widokiem mistrzów w akcji - balansujących na wąskim płocie, wygrzewających się w słonecznej plamie na asfalcie, pląsających wesoło z suchym liściem, tańczącym na wietrze, przyczajonych w trawie i gotowych do skoku, zakopujących bardzo starannie swoje nieczystości. Koty, będące naturalnym źródłem darmowej mądrości, znalazłam dosłownie na wyciągnięcie ręki. Tylko brać i korzystać.
Na przestrzeni lat poświęconych na obserwację stwierdzam, iż osobiście nie spotkałam jeszcze kota, który by (w przeciwieństwie do wielu ludzi):
robił coś, co ktoś mu narzuci - zamiast według własnego widzimisię i we własnym rytmie i tempie,
robił coś, kiedy nie ma ochoty i na co nie ma ochoty i czego nie lubi, po to, żeby zadowolić innych,
robił cokolwiek i nie odpoczywał, kiedy jest zmęczony,
robił cokolwiek, gdyż "powinien", "trzeba" i "się tak robi", a nie robiąc nic - czuł sie winny (albo tak dobrze się maskują te kociska),
jadł więcej niż potrzebuje,
jadł z innego powodu niż głód,
jadł coś nieświeżego, jeśli ma wybór,
był całkowicie zależny od kogoś innego, zatracając umiejętność zadbania o siebie,
potrzebował coś nieustannie robić, kiedy nie ma ochoty nic robić,
nudził się, kiedy cały dzień "nie ma nic do roboty",
był miły, kiedy ktoś go drażni,
przebywał w towarzystwie kogoś, kogo nie lubi,
udawał, że go coś interesuje, żeby na kimś zrobić wrażenie,
pracował i nie leżał zwinięty w kłębek, kiedy jest chory,
wstydził się swoich zachowań,
atakował innych dla zabawy,
udawał, że czegoś nie chce, kiedy chce i wstydził się tego domagać, bo "nie wypada" i "co inni o nim pomyślą" (chociaż może tak myślało kocisko jedno z drugim, ale ja nie umiałam tego rozpoznać),
nie ćwiczył codziennie swojej sprawności fizycznej, zręczności, elastyczności ciała i równowagi,
nie miał ochoty bawić się zwiniętą kulką papieru, piórkiem czy plamką światła na podłodze, bez względu na wiek,
nie ciekawił się drobnymi rzeczami, nie obserwował ich z zainteresowaniem, nie obwąchiwał i nie przyglądał im się codziennie od nowa,
dawał coś komuś, jeśli sam nie ma dla siebie,
robił kilka rzeczy na raz, na przykład jadł i w tym czasie sie bawił,
nie potrzebował samotności i odosobnienia od czasu do czasu,
zabiegał o czyjekolwiek względy, udając kogoś innego niż jest.
Tą listę mogłabym ciągnąć jeszcze długo, ale myślę, że już ta w zupełności wystarczy. Obserwując koty zauważyłam w jakich obszarach my - ludzie, wyposażeni we wspaniały ludzki umysł, moglibyśmy zaczerpnąć z tej skarbnicy wiedzy, jaką jest natura.
W swojej istocie kot wydaje się cenić siebie samego i swój czas. Skupia się na tym, co jest tu i teraz. Daje, kiedy sam jest zaspokojony, chodzi swoimi ścieżkami, przychodzi i odchodzi, kiedy chce. Wiedzie proste, nieskomplikowane życie, w którym jest wiele zadowolenia i radości. Jest jak partner człowieka, a nie jego niewolnik. Właściciele kotów pewnie nigdy do końca nie są pewni czy tak naprawdę swoje koty "posiadają". Trudno jest posiadać kogoś, kto doskonale mógłby sobie poradzić i żyć bez nas.
Niektórzy nazywają je mistrzami zen - za ich stoicki spokój, uważność i ... nieprzewidywalność. Żyją chwilą i nie martwią się na zapas, bo są zawsze gotowe brać to, co jest, a jeśli nie ma nic - bez pretensji i narzekania same potrafią o siebie zadbać, nie oglądając się na nikogo, nigdy nie tracąc instynktu i nie wyrzekając sie wolności na rzecz wygody i przyzwyczajenia.
Koty, jakby mając we krwi mądrość zawartą w słowach Buddy "Bądźcie sami dla siebie lampą", zdają się nie podążać ślepo za żadnym autorytetem, poza swoim własnym.
Życzyłabym wszystkim mieszkańcom naszej pięknej planety podobnego podejścia, a w krótkim czasie pozbylibyśmy się z niej większości dręczących nas - ludzkość - problemów.
Wiwat koty!
P.S.
Jedna z moich babć miała kotkę, która była kimś w rodzaju domowej jasnowidzki. Kiedy Micia "myła się" w określony sposób - wiadomo było, że należy się spodziewać gości. I jej "przewidywania" były trafne. Zawsze po takiej toalecie ktoś się w domu babci zjawiał, nawet jeśli nie był zaproszony.
Może i my mamy dostęp do tego typu informacji, zapisany gdzieś w naszym instynkcie? Nie zaszkodzi wziąć tego pod uwagę, a może nawet... poszukać?
P.P.S.
Może jednak trochę przesadziłam z tym nielubieniem kotów w przeszłości - biję się w piersi - wszakże jedną z moich ulubionych książek dzieciństwa była powieść "Ryży Placek i portowa kompania" oraz jej kontynuacja - "Ryży Placek i trzynastu zbójców" Jana Tettera. Rzecz o... kotach właśnie. No cóż - klasyczne wyparcie ;).
zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie
LINKi do BLOGa:
artykuły dedykowane świadomemu leczeniu chorób
artykuły dedykowane samodzielnemu, świadomemu uwalnianiu od nałogów
artykuły - inspiracje do świadomego uzdrawiania relacji międzyludzkich
artykuły wspomagające trwałe rozwiązywanie problemów, efektywne osiąganie celów i spełnianie marzeń
bajki - mądrość o skutecznych sposobach zaspokajania pragnień o lepszym życiu ukryta w historiach
Uzdrawianie siłami natury
Agnieszka Pareto