Naszym podstawowym stanem jest radość istnienia, jak u małego dziecka. Co tak licznym kobietom przeszkadza cieszyć się swoim ciałem i życiem? Jaki ciężar emocjonalny dźwiga każda z nich w swoich genach czerpiących informacje z historii ludzkości, historii rodowych i historii osobistej? Czy być kobietą oznacza przymus cierpienia czy jest sposób na to, aby uwolnić się od tego balastu?
Będąc kobietą, możemy przeżywać cały wachlarz odczuć związanych z nadużyciami, jakich dopuszczono się wobec kobiet na przestrzeni historii ludzkości. Możemy mieć swoje własne historie, które wplatają się w tkaninę historii wszystkich kobiet. Wiele w nas tkwi uczuć, z których nie zdajemy sobie sprawy. Te wychodzą z nas w przeróżnej postaci - emocji - wstydu, zahamowań, poczucia winy, obrzydzenia, gniewu i wielu wielu innych oraz bardzo fizycznych objawów pokazujących się w rejonie naszej miednicy - wysypek, przerostów tkanki, cyst, mięśniaków i nieskończonej ilości innych manifestacji.
Nasze ciało skrywa mnóstwo tajemnic, z których wstydzimy się zwierzyć komukolwiek, bo są "niewymowne" - o nich się nie mówi, lub mówi w sposób medyczny, pozbawiony ich faktycznego "ciężaru" emocjonalnego - hemoroidach, zaparciach, atoniach jelit, wzdęciach, polipach jelit i innych.
Trudno o tym rozmawiać z kimkolwiek. Bo jak w tym świetle będziemy sie prezentować jako atrakcyjne seksualnie osoby? Atrakcyjne kobiety? Bo przecież zawsze "musimy" być atrakcyjne i ponętne - takie są w stosunku do nas cywilizacyjne wymagania. Bo jak spojrzeć w oczy komuś, kto będzie wiedział o nas "taką" rzecz? Jak móc żyć normalnie po "takich wynurzeniach"?
Nasze ciało niesie tą całą historię nadużyć. Próbujemy się leczyć stosując leki, próbujemy terapii, próbujemy udawać seksualną ekstazę, żeby "nie zrażać" do siebie partnerów, że jesteśmy "oziębłe", próbujemy sprostać wymaganiom współczesnych czasów i nawału obowiązków, będąc super-kobietą, kochanką, córką, matką, pracownicą czy szefową. Ale w środku każdej z nas tkwi jątrząca rana, którą próbujemy przykryć makijażem i uśmiechem. Boimy sie być sobą "bo on może odejść" od takiej, która nie jest zabawna, zalotna, opiekuńcza i zawsze gotowa do zbliżeń...
A serce nie sługa...
Potrzebujemy zauważenia tego, co się w historii kobiet działo. Inaczej wszystko jest z "głowy", a nie z "ciała". Zgadzamy się ze strachu, a nie z faktycznego osadzenia w ciele i fali rzeczywistych odczuć. Potrzebujemy, żeby nas "zobaczyć" w tym, co czujemy. Kto nas może zobaczyć? Ktoś INNY? Ktoś z zewnątrz?
Nie. To my same musimy siebie "zobaczyć", czyli tak naprawdę ODCZUĆ cały ten emocjonalny ból, który towarzyszył kobietom na przestrzeni historii i towarzyszy nam w bieżącym życiu każdej z nas - i czuć, czuć i czuć - i mieć ochotę gryźć i wierzgać i kopać i zabić i zapaść się w siebie i płakać aż nie zostanie do wypłakania ani jedna łza i zastygnąć jak posąg - z uczuciem, że niech się dzieje co chce, mnie to mnie obchodzi, to tylko moje ciało, mojego ducha nikt mi nie odbierze ani go do niczego nie zmusi...
JA jestem WOLNA. I nie są mi do tego potrzebne silne mięśnie, a jedynie wolna wola, która jest POTĘGĄ. I to jest moja SIŁA. Siła kobiety. Nikt nie ma nade mną władzy.
Dlaczego tak bardzo wszystkim reżimom zależy, żeby mieć kobiety pod kontrolą? Bo czują jak bardzo silny jest ich DUCH i stojąca za nim SIŁA BEZWARUNKOWEJ MIŁOŚCI. Wściekaja się, chcą posiąść ich ciała i zmuszać do tego, czego ONI chcą, ale tak naprawdę - to czego pragną, a z czego nie zdają sobie sprawy, to miłość. I tylko miłość może ich karykaturalną przemoc wyleczyć. Ale nie - słodka i zalotna miłość, ale miłość, która potrafi zamienić truciznę w życiodajny lek i przetopić ból na radość życia. Tyle, że aby pomóc w transformacji mężczyznom, kobiety muszą zacząć od siebie samych. I zamiast zemsty na mężczyznach i goryczy wybrać poddanie się emocjonalnemu bólowi we własnych sercach i ciałach. Tylko to jest w stanie wyrwać ludzkość z zaklętego kręgu przemocy "katów" wobec ich "ofiar".
Zadaniem dzisiejszych kobiet jest zauważyć, jaką potężną moc w sobie niosą, niczym Pani Śmierci-Życia-Śmierci. Morze dawnych krzywd wymaga opłakania i przyjęcia na siebie całej fali bólu za to co się stało i ciągle jeszcze dzieje. Tylko wtedy możemy zrobić krok naprzód i wyjść z cierpienia oznaczającego kobiecość - bólu menstruacyjnego, bólu rodzenia, bólu opłakiwania zmarłych dzieci i bólu gwałtów zadawanych ciału i duszy na przestrzeni wieków i zamienić na lekkość i radosną twórczość, którą mamy zapisaną w naturze.
To jest tylko przyzwyczajenie i jego konsekwencja - przekonanie, że ból jest nieodłączną częścią bycia kobietą. I jak każde przekonanie - wymaga zakwestionowania oraz "zdetonowania" jego emocjonalnej treści.
Bycie kobietą z założenia jest wytwarzaniem środowiska dla rozwoju życia - w jakiejkolwiek postaci - tak jak kojarzony z nami żywioł wody. Tak jak woda jednak czasem wypłukuje osady siłą wodospadu, tak my potrzebujemy wewnętrznej konfrontacji z wielowiekowymi "osadami" emocjonalnego tkwienia w przeszłości i "wypłukania" tego, co nam ani nikomu nie służy.
zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie
LINKi do BLOGa:
artykuły dedykowane świadomemu leczeniu chorób
artykuły dedykowane samodzielnemu, świadomemu uwalnianiu od nałogów
artykuły - inspiracje do świadomego uzdrawiania relacji międzyludzkich
artykuły wspomagające trwałe rozwiązywanie problemów, efektywne osiąganie celów i spełnianie marzeń
bajki - mądrość o skutecznych sposobach zaspokajania pragnień o lepszym życiu ukryta w historiach
Uzdrawianie siłami natury
Agnieszka Pareto