Można mieć spokój i pogodę ducha, utraciwszy pracę i mając kłopoty finansowe w związku z pandemią koronawirusa, bo one nie zależą od okoliczności zewnętrznych

Czy można mieć spokój i pogodę ducha, utraciwszy pracę i mając kłopoty finansowe w związku z pandemią koronawirusa?

Odpowiedź jest prosta i brzmi - tak, można, bo spokój i pogoda ducha nie zależą od okoliczności zewnętrznych.

 

 

 

 

Łatwo jednak powiedzieć...

 

Wizja strasznej przyszłości

Nowa rzeczywistość, w której wiele osób straciło pracę, a tym samym środki na utrzymanie, przeraża, przyprawia o ogromny stres i przytłacza wizją strasznej przyszłości. Już piętrzące się lub spodziewane rachunki do zapłacenia, gdzie wierzyciele nie będą czekać i nie wykażą zrozumienia, że nie mamy pieniędzy, spędzają sen z powiek. Skąd wziąć na utrzymanie dzieci, kredyt hipoteczny, kolejną ratę za samochód, leki, ZUS, podatek od nieruchomości? “A to przecież początek... Będzie jeszcze gorzej…”

 

Zestresowany - znaczy - bierze sytuację poważnie

Stres generowany w naszym umyśle powoduje niepokój, przygnębienie, rozpacz, pobudzenie nerwowe, bezsilną złość, drażliwość oraz rozliczne niekomfortowe odczucia w naszym ciele - stan niemożliwego do rozładowania napięcia, bóle żołądka, głowy, bezsenność, brak możliwości skupienia się na czymkolwiek i szereg innych. Nie pozwala nam się rozluźnić ani zrelaksować, że o spokoju nie wspomnę. Zresztą - jak tu się zrelaksować w takiej sytuacji? Na dodatek, jeśli już w ogóle o tym mowa, żeby w prawdziwość takiej możliwości uwierzyć, musielibyśmy znać osobiście osoby, które spotkało dokładnie to samo, co nas, i które w takiej sytuacji wykazały się spokojem. W przeciwnym razie - uważamy, że jest to tylko czcze gadanie ludzi, którzy sobie piszą takie historie, mając pełne lodówki i konta bankowe. Utrudnia dodatkowo próbę poszukania spokoju panujące przekonanie, iż osoba emanująca nim w takich okolicznościach wygląda jakby miała wszystko “gdzieś”. Chcemy być częścią społeczeństwa, więc skoro są problemy, to “trzeba” być lojalnie zmartwionym i w stresie, bo to znaczy, że mamy ciężko i podchodzimy do sprawy poważnie.

 

Martwić się czy nie - to kwestia wyboru, a nie konieczność

Oczywiście, jak zwykle, wybór czy w coś wierzyć czy nie, zależy całkowicie od nas i naszych umiejętności weryfikacji, czy coś jest według nas prawdziwe czy nie. Jeśli wybierzemy ścieżkę stresu i zamartwiania, bo nie znamy osobiście nikogo o takiej postawie w kryzysie, a inaczej nie uwierzymy - wybór ten będzie tak samo dobry jak każdy inny, mający po prostu inne skutki. Jeśli poświęcimy takiej możliwości chwilę refleksji - mamy szansę, jeśli nie od razu na zmianę trudnych okoliczności, to przynajmniej na zmianę samopoczucia w ich obliczu, a to - nawet zdaniem naukowców - ogromna różnica w efektywności radzenia sobie z problemami oraz postrzegania wynikających z nich czasami korzyści i okazji.

 

Z punktu widzenia czystej opłacalności, stres jako taki zmniejsza nasze możliwości widzenia rozwiązań dla naszych problemów. Mówiąc kolokwialnie, powoduje niejako “zacisk” mózgu, który w tym stanie nie przyjmuje konstruktywnych informacji, gdyż jego działanie zredukowane jest do bardzo ograniczonego przetrwania, na poziomie czystej egzystencji. Ma za zadanie utrzymać nas fizycznie przy życiu - ochronić przed zagrożeniem, powodującym śmierć systemu fizycznego. Mózg, pracując w tym trybie, będzie utrzymywał nas w stanie czujności i bezsenności (żebyśmy wykryli łatwo, kiedy ktoś będzie się do nas skradał, żeby nas pozbawić życia), utrzymywał napięcie w naszych mięśniach (żebyśmy mogli napastnika zaatakować lub szybko uciec, ewentualnie znieruchomieć i udać, że nie żyjemy - niektóre dzikie zwierzęta np. nie ruszą padliny) i nie pozwoli nam się wyciszyć, bo ta chwila mogłaby nas kosztować życie. W tych warunkach trudno nam widzieć rozwiązania sytuacji problemów finansowych na przykład, gdyż mózg w stanie zagrożenia nie dopuszcza ich do nas, traktując jako nieistotne z punktu widzenia instynktu samozachowawczego. Dlaczego jednak na sytuację utraty pracy i pieniędzy nasz mózg reaguje strachem jak na fizyczne zagrożenie życia? Bo został tak nauczony na zasadzie wcześniejszych skojarzeń. Stres jest naszą wyuczoną reakcją na wytrącenie ze stanu komfortu i poczucia stabilizacji, utraty poczucia bezpieczeństwa, w warunkach, gdzie jeszcze nie znamy nowej sytuacji, która ten komfort i bezpieczeństwo na nowo mogłaby zapewnić. Jest to jednak reakcja tylko wyuczona, a więc można się jej “oduczyć”, jeśli zorientowaliśmy się, że nam nie służy. Nasz mózg zdecydowanie przyjmuje informacje łatwiej, gdy jest w stanie przynajmniej relaksu, a najlepiej stanu i relaksu i przyjemności jednocześnie. Aby zatem się skupić na poszukiwaniu konstruktywnych rozwiązań, musielibyśmy nasz mózg uspokoić i zrelaksować. Zwyczajnie “nie opłaca się” ulegać nerwowości i panice, bo w ten sposób rzucamy sami sobie dodatkowe kłody pod nogi. Jeśli dotąd uważaliśmy, że stres, zdenerwowanie i panika są oczywistą i nieodłączną reakcją na problemy, kłopoty i inne kryzysowe sytuacje, to wierzyliśmy w coś, co nie jest prawdą. W sytuacji kryzysu pojawia się z pewnością trudna sytuacja, którą trzeba rozwiązać, ale stres jest całkowicie nieobowiązkowy. Jeśli już jest obecny natomiast, bo taki mamy nawyk odczuwania - nieobowiązkowa jest reakcja podyktowana jego wpływem.

 

Niereagowania stresem na życiowe kłopoty można się nauczyć

Nie jest łatwo z dnia na dzień, nawet mając już nową wiedzę, “oduczyć” się czucia stresu i zdenerwowania pod wpływem kłopotów. Wprowadzenie nowego nawyku i w jego wyniku zmiany odczuwania, to proces wymagający czasu i konsekwencji. To, co jednak możemy zrobić już dziś, od razu, to odkryć, że nie musimy reagować pod jego dyktando, czyli widzieć wszystko na czarno, ale mieć spokojny, jasny i rzeczywisty ogląd bieżącej sytuacji, który sprzyja decyzjom konstruktywnym i widzeniu pozytywnych aspektów rzeczywistości, których mózg w panice nie dostrzega wcale.

 

Wszyscy potencjalnie mamy zdolność, niezależnie od targających nami emocji, podejmować spokojnie decyzje w kryzysie. Teoretycznie potrafimy działać przy największym obciążeniu stresowym i podejmować decyzje w opanowany sposób NIEZALEŻNE OD SYTUACJI ZEWNĘTRZNEJ. Niczym kapitan na statku w czasie sztormu, gdzie wszyscy ulegają panice, a kapitan ogarnia sytuację i jest opanowany pomimo trudności. 

 

Tak naprawdę nie martwimy się o przyszłość tylko o nasze jej wyobrażenie, gdyż przyszłości nie znamy

Nie zmienimy faktu, że nie znamy przyszłości. Nie wiemy, czy okaże się korzystna czy nie. Nie mamy nad nią absolutnie żadnej kontroli ani wiedzy, jak będzie wyglądała. Może przynieść nam coś jeszcze gorszego niż jest teraz, ale też - pozytywnie zaskoczyć. W żadną stronę tego nie wiemy. Często martwimy się o to, co zdarzy się jutro, dysponując jedynie naszymi przypuszczeniami oraz wiedzą wyłącznie o przeszłości. Zróbmy jednak sobie małe ćwiczenie. Przypomnijmy sobie z własnej przeszłości wszystkie przyjemne wydarzenia, które nastąpiły po tym, jak źle się czuliśmy w dzień poprzedni, kiedy nie mieliśmy zielonego pojęcia, że nastąpią. Martwiliśmy się wówczas, nie wiedząc, że coś dobrego nas czeka już nazajutrz. Gdybyśmy wówczas wiedzieli, że następnego dnia zdarzy się coś takiego, do głowy by nam nie przyszło martwienie się o cokolwiek. Przyszłość ma to do siebie, że dopóki się nie wydarzy, nie mamy pojęcia jak będzie wyglądała. Kiedy jednak mamy wewnętrzny spokój lub przynajmniej panujemy nad emocjami, jesteśmy przygotowani na cokolwiek, co nastąpi i wtedy nawet nieprzyjemne zdarzenie jesteśmy w stanie przyjąć łatwiej niż kiedy jesteśmy spanikowani i nerwowi, reagując ze strachu nieadekwatnie do rzeczywistości i utrudniając sobie życie jeszcze bardziej.

 

Jedyne, nad czym mamy lub możemy zacząć mieć w tej kwestii kontrolę, to nasz stosunek do rzeczywistości. 

 

To co przeraża nas zwykle najbardziej, to przekonanie o potencjalnej katastrofie, a nie sama katastrofa, nawet jeśli takowa ma już miejsce. Np. boimy się, że jak nie będziemy mieć pracy i pieniędzy, nie zapłacimy kolejnej raty kredytu hipotecznego, bank zlicytuje nam dom i rodzina zostanie bez dachu nad głową, a wcześniej - odetną nam prąd, gaz, wodę, umrzemy z głodu, zostaniemy żebrakami itp. Im bardziej kreatywny umysł, tym bardziej barwne będzie podsyłał scenariusze. Sytuacja rzeczywista natomiast często wygląda inaczej niż ją sobie wyobrażamy. Spokojny umysł zobaczy ją wyraźniej niczym obraz tej samej sytuacji wyświetlony w dużo lepszej rozdzielczości, że pozwolę sobie użyć terminu informatycznego.

 

Zająć się swoim “biznesem”, czyli tym, co tylko ode nas zależy

Kolejną kwestią, wartą uświadomienia sobie jest, iż przedmiotem naszych zmartwień i stresu są często sprawy, które w żaden sposób nie zależą od nas i na które nie mamy żadnego wpływu. Są to sprawy z dwóch zasadniczych grup - zjawiska globalne (katastrofy naturalne, pandemie itp.) oraz działania innych osób, jak choćby nawet naszych dzieci czy partnerów życiowych. De facto mamy wpływ jedynie i wyłącznie na samych siebie, na to co myślimy, co czujemy i co w związku z tym robimy. 

W momencie, kiedy zaczniemy rozróżniać, z jakiego rodzaju grupą spraw mamy do czynienia, możemy nauczyć się przyjmować nawet dość trudną rzeczywistość ze spokojem. 

 

Czy spokój i pogoda ducha zależą od pełnego konta i lodówki?

Gdyby spokój i pogoda ducha zależały od pełnego konta, sławy, urody i zdrowia - innymi słowy - okoliczności zewnętrznych, oznaczałoby to, że osoby bogate, zdrowe, piękne i utalentowane na tym świecie mają ten spokój zapewniony - wiemy jednak, że tak nie jest. Wiele osób tego typu nie ma spokoju za grosz i żadne pieniądze i zaszczyty nie są w stanie im go zapewnić. Wiele natomiast osób, których sytuacja zewnętrzna zdawałaby się spokoju kompletnie nie tylko nie zapewniać, ale wręcz go pozbawiać, spokój ten posiada, posiada również pogodę ducha i, pomimo własnych niedostatków, potrafi się nimi z innymi dzielić.

 

Zauważyć problem - znaczy zwiększyć swoje możliwości wyboru

Jak zatem osiągnąć spokój bez względu na okoliczności, który pozwoli nam racjonalnie przyjrzeć się rzeczywistości i dokonać optymalnych, nie powodowanych lękiem i paniką, wyborów?

 

Nie chodzi tutaj o to - należy to dokładnie zrozumieć - że mieć spokój w kryzysie oznacza, że nie doceniamy lub lekceważymy powagę sytuacji. Absolutnie nie. Chodzi jedynie o zauważenie, że zamiast tylko jednego wyboru - mianowicie 

 

“nasza fatalna sytuacja + zdenerwowanie, stres i panika”, 

 

mamy dwie opcje: 

 

1. “nasza fatalna sytuacja + zdenerwowanie, stres i panika”

oraz 

2. “nasza fatalna sytuacja + spokój i jasność umysłu”. 

 

W pierwszej sytuacji z jedną opcją, z dużym prawdopodobieństwem będziemy czuli się fatalnie i to fatalne samopoczucie uniemożliwi nam odnalezienie się w nowej sytuacji, dostrzeżenie możliwości jej rozwiązania i przekonanie się, że może się ona okazać mniej straszna niż nam się początkowo wydawało. W drugiej sytuacji, z dwiema opcjami, jeśli wybierzemy opcję ze spokojem i jasnością umysłu, przyjrzymy się naszej rzeczywistości i ocenimy, na co nie mamy wpływu i zostawimy to w spokoju, nie martwiąc się tym i skupimy się na tym, na co mamy wpływ - zrobimy to, co zrobić możemy, po czym zaczniemy się rozglądać za nowymi możliwościami w tej fatalnej sytuacji.

 

Jak odnaleźć spokój w burzy

Jeśli przemawia do nas powyższa argumentacja i widzimy dla siebie korzyść w odnalezieniu spokoju w stresie i nieciekawej rzeczywistości, pozostaje przyjrzeć się jak można ów spokój w takich warunkach odnaleźć.

 

Po pierwsze - zatrzymać się

Po pierwsze, musimy się zatrzymać, dosłownie i w przenośni, by przestać zasilać swoją reakcją dalszy stres. Dosłownie, czyli stanąć, usiąść czy się położyć, najlepiej w otoczeniu, które lubimy – na łonie natury lub gdziekolwiek, gdzie nie będzie hałasu i ludzi naokoło, gdzie nie dopadnie nas żaden członek rodziny, wiedzący “lepiej”, co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji lub panikujący jeszcze bardziej niż my. Dopiero wtedy, gdy zostaniemy sami ze sobą w ciszy, usłyszymy gonitwę naszych własnych myśli i poczujemy te wszystkie nieprzyjemne odczucia w naszym ciele. Najlepiej, jeśli uda nam się pozostać w tym stanie choć pół godziny w jednym kawałku. Pozwolimy na wszystko, co myślimy i czujemy bez jakiejkolwiek próby zatrzymania tego potoku oraz reagowania, czyli podejmowania jakiegokolwiek działania. Niech się wylewa i płynie swobodnie, nawet jeśli nami szarpie i jest nieprzyjemnie. 

 

Po drugie - nazwać i zapisać dokładnie to, czego się obawiamy oraz czyj to “biznes”

Po drugie, kiedy już siła potoku naszych myśli i odczuć nieco osłabnie z powodu braku prób powstrzymywania go, spróbujmy wyłowić z naszej gonitwy konkretne myśli, które obrazują to, czego się obawiamy. Najlepiej by było, abyśmy mogli je sobie zapisać na kawałku papieru, żeby dokładnie nazwać, co to konkretnie jest. np. “boję się, że jeśli nie znajdę pracy i nie zapłacę raty kredytu, bank odbierze mi dom”. Polecam szczególnie pisanie odręczne, bo na skupienie i konstruktywność myślenia ma również duży wpływ koordynacja naszego mózgu i ręki. Już sama ta czynność pozwoli nam się wyciszyć i posegregować myśli.

 

Co również tutaj istotne, nasz umysł ma tendencję do uznawania za prawdę rzeczy nieprawdziwych i traktowania ich jakby były naszą rzeczywistością, sprawiając, że czujemy, iż nierzeczywiste problemy są problemami rzeczywistymi. W momencie, kiedy czarno na białym widzimy przed sobą nazwany problem, często zaczynamy sobie zdawać sprawę, że nasz umysł uczynił tragedię z rzeczy tak naprawdę do załatwienia.

 

Wróćmy jednak do naszych notatek. Kiedy już zanotujemy na kartce wszystko to, czego konkretnie się obawiamy, podzielmy wszystkie nasze obawy na dwie kategorie - te, na które nie mamy wpływu (niezwiązane z naszą osobą) i te, na które mamy wpływ (zależące od nas). Zobaczmy jasno tą sytuację. Do momentu, kiedy nie mamy rzetelnej wiedzy o sytuacji, i tak nie jesteśmy w stanie w żaden sposób z nią się zmierzyć. Dopiero konkretny osąd i ocena, z czym mamy do czynienia, pozwala się nam do sytuacji, choćby najtrudniejszej, ustosunkować. Jak już będziemy mieć przed oczami gotową listę obaw związanych z tym, na co mamy wpływ, przy każdej z nich zadajmy sobie pytanie - czy ta obawa jest prawdziwa. Może się zdarzyć, że już w tym momencie zauważymy, że nie, kiedy zobaczymy ją jako konkret na papierze. Jeśli nadal jesteśmy przekonani, że jest to prawda, zacznijmy się zastanawiać, jakie kroki potrzebujemy wykonać, żeby ją rozwiązać lub do rozwiązania przybliżyć. 

 

Po trzecie - wyobrazić sobie siebie spokojnych w tej samej sytuacji

Po trzecie, zamknijmy na chwilę oczy i spróbujmy wyobrazić sobie siebie w tej samej sytuacji, której się obawiamy, ale bez obawy, z pogodą ducha i spokojem. Jeśli tylko jesteśmy w stanie poczuć tą samą sytuację i siebie w niej z innym do niej nastawieniem, jest to możliwe do uzyskania w rzeczywistości, zgodnie z tym, co powiedział nawet kiedyś sam Einstein.

 

W następnej kolejności zanotujmy to wszystko, co zazwyczaj sprawia, że czujemy się dobrze i przyjemnie. Może to być cokolwiek - prysznic, spacer z psem, 10 pompek, dobra muzyka, lampka wina, dobry film na video, rozmowa z przyjacielem. Bez cenzury. Wystarczy, że na chwilę wyobraźnia zaniesie nas tam, gdzie zawsze czujemy się dobrze.

 

A potem znów rzućmy okiem na listę naszych obaw, na które mamy wpływ. Z towarzyszącym nam uczuciem tego, co lubimy.  To trochę tak jak w edycji typu "kopiuj - wklej". Skopiujmy uczucia z naszych ulubionych czynności i okoliczności i wklejmy je do sytuacji kryzysowej.

 

Już sama aktywna wola zmian prowokuje zmianę

Samo nastawienie na chęć wprowadzenia zmian w naszym dotychczasowym podejściu do sytuacji kryzysowej wytworzy w nas postawę twórcy nowych okoliczności, a nie bezradnej ofiary nieszczęścia i otworzy dostęp do nowego rodzaju informacji w głowie - wspierających, a nie blokujących rozwiązanie. A w potoku myśli, który spłynął na papier, szukajmy jakiegokolwiek punktu zaczepienia do dalszego działania.

 

Powyższa analiza pozwala zrobić w umyśle porządek i oddzielić ziarno spraw godnych naszej uwagi od plew niekonstruktywnych trosk oraz skupić się na tym, na co mamy rzeczywisty wpływ. Resztę sugeruję odpuścić, bo martwiąc się o to, marnujemy tylko naszą cenną energię, której potrzebujemy do rozwiązania problemów. Uświadomienie sobie tego sprawia, że nasze działanie staje się bardziej sensowne, skoncentrowane i generuje większy efekt, a z czasem przyszłość zaczynamy witać z ciekawością, co nam przynosi, a nie z obawą, myśląc - “O, nie! Tylko nie to!” i doznając natychmiastowego skurczu żołądka oraz apokaliptycznej wizji tego, co "na pewno" nastąpi.

 

 

 

Powrót na górę strony

12 czerwca 2020

Lista artykułów

Lista kategorii tematycznych

zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie

Uzdrawianie siłami natury

Agnieszka Pareto

SESJE INDYWIDUALNE

online

KLIKNIJ po więcej informacji

KONTAKT

kontakt@agnieszkapareto.com