Można sobie wyobrazić związek, w którym taki moment witany jest jak każdy inny - “normalnie”, tak jak nie widzimy problemu w tym, że czasem przez dłuższy czas mamy apetyt na coś, a czasem na jakiś czas go tracimy, co z reguły nie budzi żadnych kontrowersji ani fali niekomfortowych uczuć. Jest jednak coś takiego w relacji intymnej, iż utrata na nią apetytu przez jedną ze stron w związku partnerskim może wywołać tsunami.
Nierzadko odbywa się to przy udziale uczucia paniki… I co teraz?! Pojawia się obawa przed… katastrofą. Nie wiemy dokładnie czego tak naprawdę się obawiamy. I nie dowiemy się, dopóki swoim obawom - niezależnie czy jesteśmy po stronie tego, który stracił ochotę czy tego, który intymnego bycia z partnerem został pozbawiony - nie spojrzymy prosto w twarz.
Jeśli to my jesteśmy tymi, którzy intymnego kontaktu zostali pozbawieni… Już mnie nie chce, nie kocha? Ma kogoś? Już nie jestem atrakcyjny(-a)? Może źle wyglądam? Może muszę zacząć więcej chodzić na siłownię?
Bez względu na to którą stroną w tej sytuacji jesteśmy, ale szczególnie, gdy tą, która na zbliżenie by ochotę miała, zanim otworzymy usta i - sfrustrowani rzucimy kamieniem słów w partnera, przyjrzyjmy się w miarę mozliwości temu wszystkiemu, co ta sytuacja w nas wyłania. Co to za rój myśli? Czyja to jest opowieść? O kim to jest opowieść? Ale przede wszystkim - CZY TO JEST PRAWDA?
Do czego się odnieść, żeby móc sobie na to w ogóle odpowiedzieć? Czy jest ktoś, kto umie odpowiedzieć? Jeśli tak, to gdzie takiego kogoś szukać?
Wątpliwość tą od tysięcy lat próbowali rozwiewać filozofowie, mędrcy, prorocy, szamani, szamanki i wiedźmy (te, które wiedzą) - i tok rozumowania doprowadzał ich zazwyczaj do tego samego miejsca. Odpowiedzi na to czy coś jest prawdą o tym, co podpowiadają nam w takich sytuacjach nasze myśli, możemy znaleźć wyłącznie w sobie samych. A do czasu jej znalezienia, szczególnie jedna wydaje mi się tutaj bardzo realistyczna: “Nie wiem”. Po prostu nie wiem - i ten fakt jedynie jest bezsprzeczny.
Zdarzenia z naszej rzeczywistości pomagają jedynie poruszyć to, co w nas już od dawna było, abyśmy mogli przeżyć świadomie to, odczuwania czego kiedyś uniknęliśmy z obawy przed cierpieniem, i nie ma to związku z tym, czy nasz partner ma czy nie ma ochoty na fizyczny z nami kontakt. Lub - czy na ten kontakt nie mamy ochoty my sami.
Czy szczera rozmowa w takiej sytuacji oczyści atmosferę i odciąży obie strony przed czuciem się - z jednej strony ofiarą, z drugiej - sprawcą? Czy jest jednoznaczna odpowiedź na pytanie: dlaczego nie masz ochoty na seks ze mną? Dlaczego nie mam ochoty na seks z tobą? Czy to ma jakikolwiek związek z tobą? Czy ma to jakikolwiek związek, że jest coś “nie w porządku” między nami?
Czy to, że w związku jest seks zawsze oznacza, że wszystko jest w związku ok? Znamy wiele sytuacji, gdzie seks między partnerami nie musi wcale oznaczać więzi i bliskości. Czasem wręcz przeciwnie. To zatem nasz umysł wytwarza w nas przekonanie, że utrata seksu w partnerstwie wiąże się z utratą więzi i partnera. A może jest dokładnie odwrotnie? Może - tak jak wszystko w naturze, która ma charakter falowy jak dzień i noc - okresy ochoty na intymność i braku zainteresowania są naturalne i naprzemienne jak pory roku? Może to tylko stary lęk wychodzi z szafy?
To tylko w naszej zachodniej cywilizacji seks jest “funkcją”, którą “powinniśmy” mieć stale załączoną, żeby nie być uznanymi lub uznać się sami za “wadliwie funkcjonujących”.
Być może potrzebujemy tej przestrzeni w jakimkolwiek związku z drugim człowiekiem, żeby nie musieć być wiecznym seksualnym cyborgiem, który - w chwili “technicznej” przerwy - zalewany jest potopem obaw i pretensji partnera z jednej strony i poczuciem winy wobec niego - z drugiej? Może tęsknimy za dojrzałością partnera, który w takiej chwili po prostu przyjmie to jako coś zupełnie naturalnego, bez śledztw, podejrzeń o niewierność i lawiny pretensji - i umożliwi nam ze spokojem oddać się swojemu naturalnemu okresowi seksualnej abstynencji, pozostając z nami w czułości, więzi i bliskości, a nie - obarczając nas swoim przerażeniem i swoimi reakcjami w tym przerażeniu?
Jeśli jesteśmy tymi po drugiej stronie barykady - tymi, którym się grunt stałości związku zachwiał pod stopami… Czy to wszystko, co wpływa na nasz stan ducha, to prawda? Czy to, że partner przestał mieć apetyt na zbliżenie z nami mówi, że nas już nie kocha? A czy my kochamy jego w tym samym czasie? Czy jesteśmy w stanie go kochać? Czy my w ogóle bierzemy go w tej sytuacji pod uwagę? Czy my się zastanawiamy, co on może teraz czuć? Czy jesteśmy z nim blisko? Czy to właśnie nasze, a nie jego uczucia stwarzają dystans w naszej relacji, bo “czujemy się odtrąceni”? Czy, czując to, co czujemy, jesteśmy w stanie myśleć o kimkolwiek i czymkolwiek, poza własnym bólem? Jak to tak naprawdę u nas jest?
Pytanie, co w sytuacji, kiedy ochota na seks nam lub partnerowi nie wróci? Czy związek ma szansę przetrwać? Czy jesteśmy gotowi zderzyć się z prawdą, że na nic nie mamy gwarancji w życiu? I że nawet jeśli ochota na seks by nam nie wróciła, to nie będzie świadczyło o tym, że jesteśmy nienormalni lub nienormalny jest nasz partner? Jaka zresztą jest definicja normalności we wszechświecie, w którym żyjemy? Jak długa abstynencja seksualna w związku (czy może w ogóle jakakolwiek) zasługuje na miano normalnej, a jaka już nie? Czy to są jakieś wartości obiektywne czy też wytwory naszego uwarunkowanego myślenia? Czym jest seks w naszej relacji z partnerem? Czym byłaby nasza z nim relacja gdybyśmy wiedzieli, że możemy seksu z nim nigdy więcej nie doświadczyć? A co, gdyby uniemożliwiła mu to choroba lub wypadek? Czy to miałoby dla nas jakieś znaczenie? Czy ta różnica wpłynęłaby na nas inaczej? I czy - oprócz naszej percepcji - jest w tym jakakolwiek różnica? Kim jest dla nas nasz partner? Co wnosi w nasze życie? Czy mamy go po coś czy pomimo czegoś? Czy “służy” nam do zaspokajania naszych potrzeb? A może cieszy nas sam fakt jego istnienia i tak naprawdę nic od niego nie potrzebujemy poza tym, żeby był i żeby było mu dobrze?
Przy tej specyficznej sytuacji, w której się znaleźliśmy, możemy zmierzyć się z jeszcze innym rodzajem okazji do zastanowienia - wszak jesteśmy (?) wolnymi ludźmi i nasz partner, który zderzył się z naszą potrzebą seksualnej abstynencji, może (nie musi) zechcieć poszukać seksu w innym towarzystwie i będzie miał do tego pełne prawo - czy chcemy tego czy nie - podobnie jak my w odwrotnej sytuacji. Pytanie czy chcemy funkcjonować w takim związku. Jeśli chcemy - ok. Jeśli nie chcemy - też ok. Jest moment, żeby przyjrzeć się własnym preferencjom i wartościom.
Nie ma jednego przepisu na związek, bo też w świecie całkiem dobrze funkcjonują pary, które łączy więź, a relacje intymne mają z innymi ludźmi lub nie mają ich wcale czy też ma je jedynie jedna ze stron i jest to dla nich w porządku. Nie jest to ani dobre ani złe - po prostu inne. Nie musi nam odpowiadać i nie musimy się do funkcjonowania w takim związku zmuszać. Aby związek dobrze funkcjonował - potrzeba na to zgody obu stron równocześnie.
Pojawienie się seksualnej abstynencji w partnerstwie i towarzyszące jej emocje to doskonały moment w życiu pary na głęboką refleksję na temat, co nas faktycznie łączy i co kto z nas potrzebuje w swoim wnętrzu poukładać, a “zanik” pożycia jest świetnym katalizatorem uruchamiającym wiele niezałatwionych w nas dawnych lęków, zwłaszcza przed odrzuceniem. Sam w sobie - jest całkiem naturalnym, zwyczajnym procesem, takim jak każdy inny fizjologiczny proces. To tylko historia ludzkości “naładowała” go emocjonalnie i uczyniła z niego silny ładunek wybuchowy.
Niewątpliwie, zarówno ta strona, która traci ochotę na intymne pożycie, jak i ta, której tego od partnera zabrakło, są w bardzo wrażliwej i delikatnej sytuacji. Tej pierwszej - z jakichś powodów, przychodzi taki akurat moment w życiu, charakteryzujący się obniżeniem libido, a tej drugiej - jeśli drzemie w niej gros niezałatwionych własnych kwestii - wali się dotychczasowy świat. Niezależnie od tego jak trudno zmierzyć się z sytuacją tego “odtrąconego”, nie pomoże w żaden sposób oskarżanie, podejrzewanie, ataki furii, frustracji i zazdrości, aby przejść przez ten trudny okres w partnerstwie osób, w którym przynajmniej jedna niesie w sobie niezałatwione z przeszłości problemy.
Jeśli jesteśmy w tej właśnie roli, i nam, i naszemu partnerowi, i dobru naszego związku lub - co też jest możliwe - dobremu jego zakończeniu - zrobi najlepiej wycofanie do własnego wnętrza z całym wachlarzem uczuć, które ta sytuacja w nas budzi i całkowite poddanie się ich fali. Ta podróż może nie być przyjemna w pierwszej chwili, bo wystawi nas na odczuwanie czegoś, czego czuć “nie chcemy” - smutku, żalu, rozpaczy i całej zwerbalizowanej kolekcji przekonań - fałszywych “prawd” o odrzuceniu, byciu niechcianym, nie dość dobrym, nie zasługującym na miłość, i wielu podobnych. Dopiero jednak wówczas, gdy pozwolimy energii tej fali emocji się w nas w pełni wyczerpać, staniemy się wolni i będziemy w stanie zweryfikować siebie na nowo jako jednostki i jako partnerów naszych partnerów. Dopiero wówczas będziemy mogli wejść w związek jako inni ludzie. Lub - związek zakończyć w pokoju, jeśli się okaże, iż intymność była tak naprawdę jedynym, co nas z naszym partnerem łączyło.
zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie
LINKi do BLOGa:
artykuły dedykowane świadomemu leczeniu chorób
artykuły dedykowane samodzielnemu, świadomemu uwalnianiu od nałogów
artykuły - inspiracje do świadomego uzdrawiania relacji międzyludzkich
artykuły wspomagające trwałe rozwiązywanie problemów, efektywne osiąganie celów i spełnianie marzeń
bajki - mądrość o skutecznych sposobach zaspokajania pragnień o lepszym życiu ukryta w historiach
Uzdrawianie siłami natury
Agnieszka Pareto