Wysiadłam z autobusu, złoszcząc się nadal niemiłosiernie i usiadłam na przystanku z silnym postanowieniem, że nie ruszę się z niego dopóki nie rozwikłam tej zagadki. Czułam, że rozwiązanie jest banalne z jednej strony, a z drugiej - że nadszedł moment, iż nie chcę już dłużej pozwalać na to, aby osoby czy wydarzenia zewnętrzne miały wpływ na tak niekomfortowy stan emocjonalny, w jakim się znalazłam. Czułam, że nie chcę mieć w sobie nic takiego, co powoduje, że zewnętrzne okoliczności mają do dyspozycji coś w rodzaju sznurków, za które - kiedykolwiek mają ochotę pociągnąć - ja od ich wpływem reaguję niczym marionetka bez żadnej woli.
Nie wiem czy spowodowała to sama chęć i determinacja, że tak bardzo chcę to zrozumieć i tym się tak bardzo mocno zająć, zamiast przejść nad tym do porządku dziennego i reagować tak jak dotychczas, że moment eureki pojawił się dosłownie w ciągu kilku minut od opuszczenia autobusu i rozpoczęcia analizy sytuacji. Niemniej, zrozumiałam przyczyny mojej złości i skończyła się ona dosłownie w sekundę od momentu, kiedy pojawiło się we mnie to zrozumienie.
Dotarło do mnie, że tak naprawdę wcale nie miałam ochoty zgodzić się na prośbę tej kobiety czy może się do mnie dosiąść w prawie pustym autobusie. Chciałam siedzieć sama dopóki było w nim tak luźno i się tym cieszyć. To co naprawdę chciałam powiedzieć, to było "NIE" . Wolałam, żeby pani usiadła sobie gdzie indziej albo - skoro już się zgodziłam, bo przecież miała prawo usiąść gdziekolwiek w publicznym autobusie - mogłam ja sama przesiąść się gdzie indziej, żeby móc sobie siedzieć swobodnie. Ja natomiast nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Pozostałam sparaliżowana i zła nieruchomo w tym samym miejscu.
To co stało się tak naprawdę, to było to, że postąpiłam wbrew temu co czułam, że moje słowa przeczyły temu, co miałam ochotę powiedzieć i do czego w sumie miałam pełne prawo w tych okolicznościach. Nie dałam sobie wewnętrznie prawa do bycia szczerą i do zaspokojenia mojej potrzeby swobody, kiedy nie robię tego niczym kosztem. Jakiś "zabraniacz" we mnie kazał mi odpowiedzieć coś, co było "trzeba" powiedzieć, bo "zawsze trzeba ustępować miejsca". Mimo że sytuacja tego nie wymagała wcale.
Kiedy autobus byłby pełny, byłoby to oczywiste, że nie mogę siedzieć rozparta na dwóch siedzeniach, kiedy ktoś potrzebuje usiąść na siedzeniu obok, ale w pustym kompletnie autobusie?
Odkryłam, że w gruncie rzeczy byłam, mówiąc w uproszczeniu, zła na siebie, że nie mam odwagi stanąć niejako w swojej obronie i wyrazić szczerze to, czego potrzebuję. Zamiast tego, mój umysł "przerzucił" winę za moje uczucia na osobę z zewnątrz, czyniąc ja "winną" mojego stanu. Może kiedyś, kiedy byłam mała, pomagało mi to lepiej znosić podobne sytuacje? Czas jednak było już wyjść w dorosłe życie i przestać obwiniać świat zewnętrzny za moją nieuświadomioną nieszczerość, której zostałam nauczona. Nielojalności wobec własnych potrzeb na korzyść cudzych.
Złość mi wtedy przeszła, kiedy zrozumiałam jej mechanizm, co nie oznacza, że już nigdy więcej nie wróciła. To wydarzenie jednak pozwoliło mi przy każdej następnej okazji skrócić okres jej odczuwania do dosłownie sekund, jak tylko udało mi się zrozumieć z czym znowu nie byłam szczera i lojalna wobec siebie. Odkąd zaczęłam reagować adekwatnie do tego co myślę i czuję, a jednocześnie robić to w poszanowaniu potrzeb drugiej osoby, przestała mieć jakąkolwiek władzę nade mną.
zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie
LINKi do BLOGa:
artykuły dedykowane świadomemu leczeniu chorób
artykuły dedykowane samodzielnemu, świadomemu uwalnianiu od nałogów
artykuły - inspiracje do świadomego uzdrawiania relacji międzyludzkich
artykuły wspomagające trwałe rozwiązywanie problemów, efektywne osiąganie celów i spełnianie marzeń
bajki - mądrość o skutecznych sposobach zaspokajania pragnień o lepszym życiu ukryta w historiach
Uzdrawianie siłami natury
Agnieszka Pareto