Ból nie jest czymś, co przychodzi z zewnątrz. To nie wróg. To reakcja na opór naszego organizmu i całego jestestwa przed naporem energii z wewnątrz nas. Czy zatem bronimy się sami przed sobą?
Gaz i hamulec wciśnięte jednocześnie
Podobnie jak wiele innych chorób - znanych mi z całożyciowego doświadczenia - migrena to efekt wypartych i stłumionych - niechcianych uczuć. Świadomie czegoś chcemy i pchamy w tym kierunku, a wewnątrz nas coś naciska na "hamulec". Walka z nią, to walka z samym sobą i pogłębianie problemu. W leczeniu chorób natomiast trzeba zająć się nie chorobą, ale CZŁOWIEKIEM.
Spojrzeć w twarz demona, żeby się wyleczyć
Aby wyleczyć się z jakiejkolwiek choroby, trzeba ją - paradoksalnie - właśnie zaprosić do swojego życia i ciała. Mamy wyuczoną tendencję do odpychania, unikania i odwracania się od tego, co - zdaniem naszego tak właśnie wyszkolonego mniemania - jest nieprzyjemne.
Choroba jest trochę jak nasze własne zepsute złym wychowaniem dziecko. Dokuczliwe i nieznośne, krnąbrne, agresywne i boleśnie nas raniące. Wcześniej go nie zauważaliśmy. Teraz, kiedy stało się małym potworem, widzimy “jakie jest” i zaczynamy na nie reagować - złością, niechęcia i obwinianiem. Nie rozumiemy, że “takie się stało” na skutek naszych wcześniejszych decyzji o ignorowaniu go, odpychaniu, zbywaniu byle czym i niebraniu pod uwagę. Nawet jeśli nasze decyzje były nieświadome - konsekwencje nie zwalniają nas od odpowiedzialności i konfrontacji ze skutkami.
Aby sytuację "odkręcić", potrzebujemy odwrócić to co się stało i dotychczasowy brak miłości zastąpić miłością. Ale nie słodkim lukrowym typem miłości, tylko takim, który nie boi się zająć stanowczego stanowiska, ale z drugiej strony - przygarnie do serca, nie zareaguje na zaczepki, tylko poczeka aż się wyczerpią - z otwartymi ramionami.
Co to znaczy w przypadku migreny?
Rozluźnić się i przestać walczyć
To oznacza świadome przyjęcie na siebie jej fali. Niczym fali złości “niegrzecznego” dziecka. W jak największym rozluźnieniu ciała i pełnym skupieniu uwagi.
Jak przy takim bólu i nudnościach w ogóle to znieść?
W moim przypadku zadziałało kilka dni diety pozbawionej jakichkolwiek wysoko przetworzonych węglowodanów, które wprowadziły moje ciało w środowisko innego rodzaju przemiany materii. To pomogło “zamieszać” w “zatęchłym stawie” przyzwyczajeń i już samo to wywołało w ciele poruszenie i rozluźnienie. Pojawiła się typowa reakcja migrenowa, z tnącym ostrym bólem, uderzającym jak taran. Zamknięte oczy, zaciemniony pokój i wola nakazująca spokojny oddech i rozluźnienie mięśni. I pewność, że nie chcę walczyć, tylko POZWOLIĆ. Otworzyć drzwi i odpuścić wszelki opór.
Zaskakująca nagroda za odwagę
Zaskakująco - ból z tnącego i ostrego stał się bardziej miękki i “rozlany”, a potem stopniowo zamienił się w ciepło, mrowienie, wyraźne energetyczne przepływy i tysiące maleńkich igiełek wokół całej głowy, szyi, karku i zaczął spływać falą wzdłuż pleców. Trwało to może kilka minut, po czym pojawiła się fala emocji - gniewu i złości, która potem rozwarstwiła się na fale smutku i dojmującego żalu. Te również trwały nie więcej niż kilka minut, po czym rozpłynęły się, robiąc miejsce dla fali gorąca na całej głowie, szyi, karku i plecach, aż do wychłodzenia i fali potu na całym ciele. I wreszcie - fala ogromnej ulgi i lekkości, jakbym zrzuciła z siebie tonę ciężaru, z którego dźwigania dotąd nie zdawałam sobie sprawy.
Fale migreny przychodziły jeszcze przez jakiś czas, ale - traktowane za każdym razem podobnie - stopniowo słabły i zanikały, by - któregoś dnia - już nie powrócić. A ja od tamtej pory cieszę się całkowitą od nich wolnością oraz wolnością od środków przeciwbólowych, odkąd zrozumiałam czym jest ból i to jak z niego - mojego największego dotychczas wroga, uczynić sprzymierzeńca i lekarza w jednym.
Im większa obrona, tym intensywniejszy ból
Migrena okazała się moją reakcją - oporem mojego organizmu przed napierającą z głębi mnie energią moich wypartych i stłumionych emocji. Kiedy poddałam się ich naporowi - uwolniły mnie od bólu, złości, lęku, smutku, żalu i wszystkiego tego, czego nigdy dotąd nie chciałam odczuwać, a co “zakopałam” w sobie lata temu i na długo zapomniałam. A migrena, gdyby przedstawić ją symbolicznie jako człowieka - była jak mój przyjaciel, który usiłuje mi przekazać jakąś ważną prawdę o mnie, a ja - za wszelką cenę i wszelkimi środkami, nienawidząc i bojąc się go jednocześnie - próbuję się go z mojego życia pozbyć, bo prawda, którą chce mi przekazać, jest dla mnie niekomfortowa. Kiedy zrozumiałam to i zaprosiłam ją do swojego życia - zrobiła wszystko, żeby mi swoją przyjaźń udowodnić i dać odczuć - aż do całkowitego wyleczenia.