Rzadko kto ma opory przed odczuwaniem radości, ale jeśli przychodzi do wstydu, poczucia winy, złości, smutku czy innych, nazywanych "negatywnymi", emocji - chętnie ich unikamy lub udajemy, że ich nie czujemy. Dlaczego wyrzucamy je za nawias swojego życia i jakie są tego konsekwencje?
Niczym w baśni o Śpiącej królewnie, emocje, które przez naszą kulturę zostały uznane za "negatywne", traktujemy jako "złą" wróżkę i nie zapraszamy na nasze przyjęcie.
A zła wróżka, jak to zła wróżka... rzuca "klątwę"...
Baśń w bardzo symboliczny sposób przekazuje prawdziwą treść o naturze emocji. Przy czym klątwa nie jest tu żadną magią czy nadprzyrodzonym czarem, a jedynie konsekwencją takich, a nie innych decyzji w myśl praw, którym podlega życie we (Wszech)świecie. Nieznajomość tych praw nie zwalnia człowieka z odpowiedzialności, czyli innymi słowy - od doświadczania skutków własnego postępowania - zgodnie czy wbrew nim. To, że są niewidzialne i dość subtelne nie zmienia faktu, iż są i działają zawsze. Jeśli je znamy lub nawet jeśli ich nie znamy, ale instynktownie umiejętnie z nich korzystamy - nasze życie płynie gładko, w zdrowiu i radości, jeśli zaś nasz instynkt został z jakichś względów przytępiony i wpadamy z nimi w kolizję - doświadczamy stresu, problemów życiowych, a nawet dolegliwości fizycznych i chorób.
Nie jest w tym miejscu istotne skąd biorą się nasze emocje. Ważny jest fakt, że się pojawiają. I jeśli nie są przyjemne - że powodują u wielu z nas sporo zamieszania. Dyskomfortu, że w ogóle się pojawiają. Że robią z nami co chcą. Że nie można ich zatrzymać ani przewidzieć, kiedy i w czyjej obecności się pojawią. Że "znowu" zareagujemy pod ich wpływem w sposób, którego nie chcemy albo nie chce ktoś inny, w czyim towarzystwie się one "odpalą". Że zdobędą nad nami panowanie jak byśmy byli ich niewolnikami. Że rozpalą nas do czerwoności, przyprawią o zawał, sparaliżują, zacisną gardło, zablokują trzeźwe myślenie, zmuszą do robienia tego, czego nie chcemy.
A kiedy ich fala przejdzie - że roztoczy się przed nami obraz rzeczywistości, w której znów ktoś się na nas obraził, znów za dużo zjedliśmy, wypiliśmy czy wypaliliśmy, znów daliśmy komuś sobie "wejść na głowę", znów nie powiedzieliśmy tego co naprawdę myślimy, znów kogoś ważnego w naszym życiu zdradziliśmy, znów wpakowaliśmy się w kolejny związek bez miłości, znów wypruliśmy z siebie żyły w pracy, której nie znosimy, znów tanio się sprzedaliśmy za okruchy uczucia z czyjegoś stołu, znów odrzuciliśmy szansę, znów zrobiliśmy z siebie pośmiewisko w całym biurze, znów odwróciła się od nas cała rodzina i znajomi, znów nie mamy pieniędzy...
Kiedy przychodzą nieprzyjemne emocje, są jak gorący ziemniak w dłoni - mamy ochotę jak najszybciej się ich pozbyć. Bo parzą. A my się nie nauczyliśmy obchodzić z czymś, co parzy. Ci, którzy się nami opiekowali, kiedy byliśmy mali, też tego sami robić nie potrafili.
Zaobserwowałam dwa najbardziej typowe i powszechne modele, według których postępujemy z emocjami:
tłumienie ich i zachowywanie się "jakby nigdy nic", kiedy coś lub ktoś sprowokuje nas do ich odczuwania (a wewnątrz nas sztorm)
lub -
działanie pod ich wpływem - reagowanie bezpośrednio na osobę, która "wzbudziła" w nas te emocje lub pośrednio - na niewinne osoby, gdyż bezpośrednio nie było to według nas możliwe (np. "wkurzył" nas szef, ale nakrzyczeliśmy nie na niego, choć mieliśmy na to ochotę, ale na męża, żonę czy dziecko, bo "byliśmy zmęczeni pracą").
W pierwszym modelu działamy według założenia, że lepiej nie pokazać co czujemy. Lepiej, żeby druga strona nie wiedziała. Dlaczego?
Z reguły nawyk ten pochodzi z czasów, kiedy byliśmy mali i w naszym domu emocje - szczególnie te nieprzyjemne - nie były mile widziane. Naciskały na czułe punkty naszych opiekunów, zatem - aby nie narażać się na ich nieprzyjemną reakcję - przestaliśmy się do nich przyznawać, z czasem nawykowo je tłumiąc.
W drugim modelu zachowania ktoś naciska na nasz czuły punkt, wywołując w nas reakcję emocjonalną, po czym nasz "ziemniak" zaczyna nas parzyć i natychmiast go odrzucamy w stronę osoby, która tę reakcję spowodowała. Cała nasza uwaga "idzie" na zewnątrz. W naszym wnętrzu nie ma nikogo. Szaleją w nas emocje, których nie ma komu czuć...
Wierzymy zbiorowo, że to co nieprzyjemne jest złe. Nasze braki w wykształceniu kosztują nas zdrowie, relacje, majątek czy życiowe sukcesy, gdyż w przypadku emocji klasyfikacja na dobre i złe wycina z naszego życia wiele dobra, opatrzonego etykietą "złe" i każe tego złego unikać jak ognia lub w rozmaity sposób tłumić.
A tego dobra przychodzi do nas mnóstwo każdego dnia - pod postacią nieprzyjemnych osób i zdarzeń różnego kalibru, mniejszych i większych porażek i nieszczęść, strat, zranień i dolegliwości, wybuchów emocji, ukłuć emocji, zamrożeń, bezradności, bezsilności i rozpaczy. Nie wiemy, że to dobro. Nikt nas tego nie nauczył, dlatego - kiedy przychodzi - zamiast je zaprosić do naszego życia i wskazać najwygodniejszy fotel dla honorowego gościa, pomóc mu zdjąć nieatrakcyjny, a czasem odrażający kubraczek i poczekać aż się rozgości, obdarowując nas podarkami, które dla nas ma - zatrzaskujemy mu drzwi przed nosem, oceniając według kryterium bólu, jaki nam sprawia sam jego widok.
Złe emocje nie istnieją, podobnie jak nie istnieją złe wróżki. Istnieje natomiast mnóstwo uczuć, które mówią jak bardzo czujemy się skrzywdzeni i niekochani. Chcemy odczuwania tych przykrości unikać w złudnej nadziei, że będzie nam się lepiej i łatwiej żyło.
Prawa natury są jednak nieubłagane niezależnie od tego, co nam się na ich temat wydaje. To co przez nas kiedyś zostało odrzucone jako "złe" będzie się tak długo dopominało o naszą uwagę, aż w końcu zostanie zauważone. Choćbyśmy się mieli ciężko rozchorować i stracić wszystko, co dla nas najcenniejsze.
Nie możemy funkcjonować zdrowo bez brakujących kluczowych elementów naszej osobowości, naszej istoty. Człowiek ma emocje po to, aby je czuć, kiedy moment na ich odczuwanie przychodzi. Możemy próbować zamknąć szczelnie czajnik z wrzącą wodą, ale prędzej czy później para i tak się z niego wydostanie. Rozsadzając go.
Nie ma innej drogi do zdrowia i harmonii niż konfrontacja ze swoimi emocjami. Konfrontacja, czyli ich odczucie całym sobą. Takich, jakie przychodzą. Bez cenzury. W swoim wnętrzu. Niezależnie co się dzieje na zewnątrz nas.
Nie ma przyczyn naszych emocji w świecie zewnętrznym. Świat zewnętrzny - osobami czy wydarzeniami - jedynie pociąga za "sznurki", których końce znajdują się w nas.
Jeśli osoba lub wydarzenie, które albo mamy przed oczami albo w myślach, wywołuje nasze nieprzyjemne emocje, to nie pomoże nam próba zmieniania tej osoby czy tych okoliczności. Nawet zresztą gdyby się zmieniły, nie zniknie z naszego wnętrza "to coś", co sprawia, że czujemy się jak się czujemy.
Niczego nie potrzebujemy zmieniać na zewnątrz, aby poczuć się dobrze. Wystarczy udać się w odosobnione miejsce, gdzie znajdziemy chwilę spokoju i skierować uwagę do własnego wnętrza, po czym odczuwać wszystko, co się w nim pojawia - czy są to emocje czy fizyczne odczucia. Są one jak fala - pobędą chwilę, a potem się rozpuszczą i znikną. Nie musimy nic z nimi robić - jedynie na ich obecność pozwolić aż same "zrobią swoją robotę".
Co najciekawsze - sytuacja, która wywołała tę lawinę (czy pochodząca z myśli czy z rzeczywistości), jeśli tylko świadomie pozwolić się tej lawinie przez nas "przetoczyć", zmieni się w naszych oczach. Gdy przyjrzymy się jej ponownie - wyda nam się błahsza i mniej emocjonująca, choć jest... cały czas taka sama.
Jakim cudem, skoro "nic" nie zrobiliśmy?!
Cud polega na tym, że w przypadku emocji najefektywniejsze robienie polega na nierobieniu. Nierobieniu osobiście. Własnymi "rękami". Polega na poddawaniu się robieniu "przez kogoś innego". Przez niewidzialne działające w nas - czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie - siły. Siły natury. Naszą rolą w tym procesie jest jedynie - odpuścić i zaufać, że tak jak natura "wymyśliła" - jest dobrze. Emocje to tylko chmura na niebie, której nie potrzeba zwalczać ani próbować jej odgonić czy udawać, że jej nie ma - jest tam gdzie jest taka jaka jest i wystarczy ją tylko przeczekać, żeby znów zaświeciło słońce. Relaks i cierpliwość to nasi najlepsi sprzymierzeńcy na tej drodze.
Nie spuszczajmy z oczu pająka, czyli o absurdalności lęku
A co jeśli "negatywne" emocje to informacje, że wierzymy w nieprawdę?
zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie
LINKi do BLOGa:
artykuły dedykowane świadomemu leczeniu chorób
artykuły dedykowane samodzielnemu, świadomemu uwalnianiu od nałogów
artykuły - inspiracje do świadomego uzdrawiania relacji międzyludzkich
artykuły wspomagające trwałe rozwiązywanie problemów, efektywne osiąganie celów i spełnianie marzeń
bajki - mądrość o skutecznych sposobach zaspokajania pragnień o lepszym życiu ukryta w historiach
Uzdrawianie siłami natury
Agnieszka Pareto