Czy choroba jest rzeczywistą przyczyną, że czasem mamy kłopot z wykonywaniem pracy czy też istnieje jakaś przyczyna ukryta, z której nie zdajemy sobie sprawy?
Choroba jest jak wrzód - jego źródło znajduje się wewnątrz
Choroba czy złe samopoczucie, to jeden z dość powszechnych “powodów” do stresu, z którym się spotykam. Osoba cierpi na dolegliwości różnego rodzaju - ból (stawy, migrena, korzonki itp.), całkowity brak energii przejawiający się słabością, sennością, ociężałością, rozdrażnieniem i innymi objawami prawdziwie i bez przesady utrudniającymi pracę i życie w ogóle. Twierdzi, że “przez” chorobę nie może pracować i zarabiać na życie. Pojawia się stres, że to choroba jest winna całemu nieszczęściu.
Pudrowanie wrzodu nie usuwa jego przyczyny
Pojawia się dążenie, aby ją wyeliminować, w całkiem logicznym w tym ujęciu rozumowaniu, iż jeśli zniknie choroba - zniknie “powód” do stresu. Pragnieniem świadomym jest zdrowie, żeby móc bez przeszkód dalej pracować i zarabiać na życie, bo są zobowiązania, które wymagają pieniędzy. Osoba zaczyna wkładać wielki wysiłek w odzyskanie zdrowia - lekarze, terapie, zdrowe diety itp. I dopóki w wysiłkach nie ustaje, jest mała poprawa. Jak tylko jednak na chwilę “odpuszcza” “dążenie do zdrowia”, zdrowie znów “siada” i stres dopada z jeszcze większą siłą. Dlaczego stres nie znika? Dlaczego choroba powraca w coraz zmyślniejszych objawach i coraz bardziej utrudnia osobie życie i pracę oraz - w konsekwencji - zarabianie na życie - indukując coraz większy i większy stres?
Pytać samych siebie o prawdziwą przyczynę
Źródło stresu jest jak zwykle tej samej natury. Wydaje nam się, iż powodem naszego nieszczęścia jest coś, co nie jest nim w istocie. Lub przynajmniej nie jest to powód zasadniczy. Powodem jest coś, co skrywają głębiny naszej psychiki lub naszego umysłu. Świadomie jesteśmy przekonani, że chcemy być zdrowi. Chcemy być zdrowi, żeby móc robić to co robimy, bo to nam zapewnia status quo. Chcemy wykonywać pracę, która przynosi nam dochód, a mamy rachunki do zapłacenia. Ale - paradoksalnie - coś w naszym życiu prowokuje nasz stres, bo działamy wierząc w coś, co jest nieprawdą. Tym przekonaniem może być na przykład, iż “musimy” wykonywać pracę, której nie lubimy, gdyż inaczej zawiedziemy partnera i zostawimy go z ciężarem (na przykład kredytu hipotecznego do spłacenia, kiedy my zrezygnujemy z pracy, która nas wykańcza psychicznie i fizycznie). Wierzymy, iż zawiedziemy drugiego człowieka. Że będziemy dla niego ciężarem do czasu, kiedy odpoczniemy, wyzdrowiejemy i znajdziemy coś innego.
Boimy się, że rezygnując z wyniszczającego poświęcenia (które nas wpędza w chorobę), utracimy miłość partnera i/lub okażemy się niegodni jego miłości.
Na “dowód”, że “mamy rację”, partner na przykład reaguje nerwowo na wszelkie wzmianki o naszym odpoczynku czy zmianie pracy.
Może się okazać, iż kochani wcale przez partnera nie jesteśmy i dopóki było w związku pięknie, a my przynosiliśmy do domu pieniądze i nie stwarzalismy swoja osobą problemów, “miłość” kwitła. Możemy wewnętrznie obawiać się konfrontacji z tą prawdą, a nasza choroba pokazuje jedynie to, co tkwiło “pod podłogą”, ale nie miało okazji się wcześniej ujawnić. Możemy reagować stresem, gdyż wierzymy, iż miłość można stracić wybierając własne dobro, bo do tej pory nie znaliśmy takiego rodzaju związku, w którym partnerzy wspierają się w swoich dążeniach, a przede wszystkim w problemach i czasami jeden niesie przez chwilę większy ciężar, aby móc pomóc drugiemu się z trudnej sytuacji uwolnić, nie obarczając go swoim gniewem czy niezadowoleniem z sytuacji. Wydawało nam się, że stresuje nas choroba, bo wraz z jej pojawieniem się pojawił się synchronicznie nasz stres, prawdziwą przyczyną natomiast był strach, iż wybierając własne dobro - stracimy miłość, bo okażemy się jej niegodni, nie poświęcając własnego dobra na rzecz “sprawy”.
Prawda o sobie jest prosta i niedramatyczna
Prawda w tej sytuacji może też być zupełnie inna i znacznie mniej dramatyczna. Możemy na przykład mylnie interpretować zachowanie partnera, który - sam przytłoczony - reagował na coś zupełnie innego niż myśleliśmy, że reagował i cała historia może nie mieć z rzeczywistością żadnego związku, a nasz partner - bogu ducha winny i nam całkiem oddany i kochający.
W momencie odkrycia prawdy o danej sytuacji zaczynamy widzieć prawdziwie i bez filtrów “na czym stoimy”. Nawet jeśli to co właśnie ujrzeliśmy, nie napawa nas entuzjazmem, to przynajmniej nie ma w tym już elementu łudzenia się. Stres z powodu choroby rozpuszcza się w jednej chwili, bo to nie ona była źródłem naszego stresu w tej sytuacji. Możemy nadal być chorzy, a jednak niezestresowani.
Nie wstając z kanapy, zmieniamy swoje życie, gdyż zaczynamy WIDZIEĆ to co jest
Ujrzenie prawdy o tej sytuacji powoduje, że niezależnie czy coś zmienimy w kwestii naszej pracy czy nie, decyzje, jakich dokonamy, już nie będą się opierać na strachu, że coś stracimy, ale na rzetelnych przesłankach i ostrym widzeniu rzeczywistości. O prawdziwie kochającego nas człowieka nie musimy się obawiać. Nie da się stracić miłości z takiego powodu, jeśli się ją ma, a tym, co się traci, to jedynie to, co nam się nią wydawało.