Chorujemy, bo się starzejemy czy starzejemy się, bo chorujemy? Poddać się ignorancji i umrzeć w goryczy czy dopuścić myśl, że się jest w błędzie i żyć pełnią życia aż do śmierci?
Joseph Goebbels miał sporo racji: "Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą"
Mam już 55 lat i w tym wieku to już "się nie zmienia" pracy - kto by mnie przyjął?... Mam 45 lat i choruję od dzieciństwa - lekarze mówią, że nie da się z tego wyleczyć... Już za późno na zmiany... Gdybym była młoda / młody... Teraz to tylko chcą z wykształceniem... Pamięć już nie ta - z czym ja się tam mam pchać... Nie przesadza się starych drzew... Starość nie radość...
Brzmi znajomo?
To jak się czujemy zależy od nas, ale potrzebujemy poznać mechanizm jak to działa, żeby móc świadomie o tym decydować
Jak się czujemy, gdy wierzymy w prawdziwość w tych stwierdzeń, mając "na karku" wiek, którego one dotyczą? Patrzymy w przyszłość z radosną ciekawością czy z rosnącą obawą przed niedołężnością, samotnością, brakiem sensu egzystencji, kurczowo trzymając się dzieci i wnuków, które jedynie mogą nadać sens naszemu życiu - tęsknym okiem rzucając w przeszłość, gdy byliśmy tacy "młodzi i piękni"?
Czy to wiek sprawia, że jesteśmy chorzy, mamy pracę, której nie lubimy, jesteśmy z osobą, która nas krzywdzi, nie mamy energii, żeby zrealizować plany, które dawno uznaliśmy za niemożliwe do realizacji?
"Słynny" minister propagandy w rządzie III Rzeszy miał rację tylko częściowo - kłamstwo powtarzane nawet miliardy razy nigdy nie stanie się prawdą, ale - staje się PRZEKONANIEM, ŻE NIĄ JEST. I w tym tkwi cała jego siła, bo WIERZYMY, ŻE PRAWDĄ JEST FAŁSZ. Ponieważ myśląc o tym odczuwamy liczne prawdziwe emocje, nawet do głowy nam nie przyjdzie, że coś tu może być "nie tak".
Czy znamy zasady kreowania swojego życia czy nie - doświadczamy skutków swoich decyzji, może więc opłaca się je poznać, żeby ich użyć dla swojego dobra?
Ignorancja, czyli niewiedza w temacie jak to działa, nie zwalnia nas z odpowiedzialności, czyli - odczuwania skutków własnego, choćby nieświadomego, myślenia i działania. Jeśli wierzymy, że osoba 55-letnia nie ma szans na szczęśliwe i pełne zdrowia oraz sukcesów życie, to choćby przed naszym nosem piętrzyły się okazje, żeby stało się to naszą własną rzeczywistością, jakiś "Smurf - maruda" wewnątrz nas będzie odrzucał jedną po drugiej, mówiąc: "Na pewno się nie uuuuuda". Święcie wierząc, że "ma rację".
Tylko co my mamy z tej "racji"? Starość, chorobę i gorycz. A co jeśli nie mamy racji?
Rzućmy okiem na fakty zatem, gdyż fakty wyrażają prawdę - są jednakowe dla wszystkich.
Fakty o możliwościach dojrzałych ludzi mówią same za siebie, ale trzeba chcieć je zobaczyć
Na świecie jest wiele osób w wieku powyżej 40, 50, 60, 70, 80, 90 czy nawet więcej lat (tak, tak!), które wyszły z chorób, z biedy, z toksycznych związków, z trudności życiowych, zrobiły karierę, porzuciły niesłużące ich dobru życie, wyleczyły się w bardzo mocno dojrzałym wieku z chorób uznanych za nieuleczalne, rozpoczęły nową pracę, nowe życie partnerskie, podjęło się wyzwań, o których niejedna młoda osoba mogłaby tylko pomarzyć.
To, iż do pewnego wieku tkwimy w trudnej zdrowotnie czy mentalnie (w sumie to się splata) sytuacji, nie ma nic wspólnego z naszym PESELem, ale z naszym uwarunkowaniem - innymi słowy z naszym systemem przekonań i wynikającymi z niego setkami i tysiącami powtarzanych codziennie decyzji, które go utrwalają. To my sami - nieświadomie - tworzymy swoje choroby, utrwalamy szkodliwe wzorce, "pakujemy się" w szkodliwe relacje, marnujemy energię na nierentowne przedsięwzięcia czy podtrzymywanie sypiących się czy wręcz martwych związków. Taką narrację przekazywano nam od pokoleń i nic dziwnego, że "oddychając" tym powietrzem, przyjęliśmy ten system przekonań jako swój własny. Ale on nie jest nasz. Możemy już dzisiaj - teraz - zakwestionować go i jako nieprawdziwy - odrzucić i zastąpić swoim autorskim.
Znaleźć wirusy we własnym "software"
Jak to zrobić?
Przede wszystkim wyrażając wolę zajrzenia głęboko w siebie i gotowości na zderzenie z własnymi emocjami w kontakcie z długo kultywowanym fałszem, o którym święcie wierzyliśmy, że jest prawdą. I potraktowaniu tej sytuacji nie jako dramat, ale proces zdrowienia. Bycie w błędzie, to nie wstyd. Jeśli go czujemy - to znak, że nauczono nas kiedyś, że nie wiedzieć - to wstyd. A to też nieprawda. Nie wiedzieć, to po prostu ... nie wiedzieć i mieć wspaniałą okazję, żeby się DOWIEDZIEĆ.
"Racja" i gorycz czy przyznanie do błędu i radosne życie?
Co zatem wolimy - mieć wątpliwą rację i życie w stałym lęku przed chwilą emocjonalnego dyskomfortu oraz degradacji umysłu i ciała z dnia na dzień czy - odważnie przyjąć na siebie dawkę "lodowatego prysznica", a potem żyć, ciesząc się każdą najmniejszą chwilą, w zdrowiu i radości albo przynajmniej w chorobie, która już nie powoduje cierpienia - i radości?
Szansa na zmianę istnieje dopóki żyjemy. Pierwszym do niej momentem jest uświadomić sobie, iż przekonanie, że nie możemy tego wszystkiego osiągnąć, bo określony wiek nam nie pozwala, TO NIEPRAWDA.
Możemy odzyskać zdrowie, pracować tak jak lubimy, kiedy lubimy, z kim lubimy, mieć relacje zdrowe i wspierające - i to niezależnie od tego czy mamy 20, 30 czy 100 lat.
Uznać to co jest, zauważyć, że nam nie służy i powiedzieć: "Pa pa!"
Najważniejsze - to ZAUWAŻYĆ, ŻE MOŻEMY. Poszukać dowodów na to, iż jest to możliwe. Jeśli tych dowodów nie znajdziemy na zewnątrz, bo na przykład ktoś jeszcze nie szedł przed nami tą drogą - stać się pierwszymi, którzy otworzą te drzwi po raz pierwszy dla siebie i innych.
To nic złego, że całe życie żyliśmy w błędzie. To nie czyni nas w niczym gorszymi. Po prostu mielismy niekompletne informacje. Teraz - mając do dyspozycji pełniejsze - możemy stawiać pierwszy chwiejny krok ku zmianom.
MYLIĆ SIĘ - JEST RZECZĄ LUDZKĄ, NAPRAWIAĆ BŁĘDY - BOSKĄ!