Warsztaty, webinary, live'y znanych osobistości, lektura książek z rozwoju duchowego i osobistego, masa wydanych pieniędzy, włożonego wysiłku, spędzonego czasu, a w życiu codziennym nadal wszystko w rozsypce. O co tu chodzi?
Jeśli rozwojem osobistym i duchowością nazywamy działania, które są ucieczką od problemów i konfliktów zwykłego życia, to mamy raczej do czynienia z pseudorozwojem osobistym i pseudoduchowością. Czasem na określenie tego zjawiska używany jest termin “terroryzm duchowy”, zwłaszcza kiedy używamy technik wziętych z warsztatów, książek, webinarów itp., aby wymusić na naszej zwykłej, przaśnej rzeczywistości, aby była bardziej "górnolotna" niż jest w istocie, zamiast sięgnąć do istoty tego, dlaczego wygląda tak, a nie inaczej. Jan Sztaudynger mówił żartobliwie o tego typu postawie wobec praktyk duchowych w jednej ze swoich fraszek: "Modli sie pod figurą, a diabła ma za skórą". Mowa tu o osobach nie stosujących się do wyznawanych przez siebie szlachetnych zasad, idących ścieżką zwaną duchową, ale z prawdziwą duchowością czy rozwojem osobistym nie mającą nic wspólnego.
Jeśli w wyniku podążania ścieżką osobistego rozwoju nie dokonamy transformacji tego w nas, co jest źródłem naszego skołtunionego życia, będziemy się tylko sztucznie przełączać z “duchowości” na “codzienność” w przekonaniu, że są to dwie rozdzielne dziedziny – i zmieniać oblicze – wracać do domu po duchowych warsztatach z głową pełną mądrości, a natychmiast po przekroczeniu progu domu będzie nas wkurzać nieuduchowiony mąż, bałagan w kuchni, niezapłacone rachunki, długi, roszczeniowe nastoletnie dzieci traktujące nas jak bankomat i nasze niespełnione “przez to wszystko” marzenia, a my – czuć jak ofiara niesprawiedliwych złośliwych okoliczności.
Dzieje się tak, bo często nie rozumiemy istoty rozwoju osobistego czy duchowości. Mylimy je z praktykami czy technikami, które są jedynie narzędziami pozwalającymi na osiągnięcie życiowych celów – dowiedzenia się kim jesteśmy, czego chcemy od życia i znalezienia sposobu jak to osiągnąć. Mamy tendencje do wywyższania tego co duchowe jako "święte", lepsze, specjalne, subtelne, w przeciwieństwie do grubej materii codzienności - przyziemnej, niskich lotów, gorszego sortu, niegodnego uduchowionej osoby, podczas gdy "dusza by chciała do nieba". Po warsztacie rozwoju osobistego mycie naczyń wydaje się takie nudne i nieciekawe, a ujrzenie istoty duchowej w kimś, kto nas irytuje, niezdrowo się odżywia, nie ćwiczy jogi ani nie medytuje, graniczy z niemożliwością. Łatwo nam osądzać, oceniać i krytykować - choćby "tylko" w myślach. Być uduchowionym bowiem znaczy dla nas mruczeć “om” siedząc w pozycji lotosu i palić kadzidła.
Duchowe jest to, co scala rozum i serce w jedną synergiczną całość, przynosząc w rezultacie obecność na ziemi – niczym w przypadku drzewa, któremu – aby było stabilne, nie dało się wyrwać z korzeniami byle wichurze i zachwycało siłą i bijącą zeń równowagą – potrzebne są korzenie równie silne, co korona.
Ścieżka rozwoju osobistego i duchowego służy rozwojowi ziemskiemu – doczesnemu, a nie sztucznym praktykom, samym dla siebie, w oderwaniu od rzeczywistości, których zadaniem jest jedynie pomóc nam zrozumieć, w jaki sposób stać się najlepszą wersją siebie – dla siebie samych, dla innych i dla świata. Nie jest sztuką dla sztuki. Medytacja nie jest po to, żeby uciec od zewnętrznego świata, ale po to, żeby - po czasowym odosobnieniu - zaprowadzić w nim porządek, wiedząc, że jest on jedynie odbiciem naszego wewnętrznego stanu. Praktyki i techniki duchowe służą temu, aby – kiedy uda się dzięki nim osiągnąć spokój i równowagę - wrócić do codziennego świata i w nim adekwatnie zadziałać – przeprosić za to, co komuś - nawet jeśli tylko niechcący, zrobiliśmy, zdobyć się na odwagę i powiedzieć bliskiej osobie o swoich uczuciach, jakie wzbudziło w nas jej zachowanie, dać dobry przykład dzieciom, inicjując sprzątanie w domu, którego byśmy najchętniej uniknęli, a nie tylko wskazać im palcem, co mają zrobić i odciąć internet, kiedy do polecenia się nie zastosują.
Warsztaty czy webinary, tańce w kręgu czy misy tybetańskie są wspaniałe, kiedy nie traktujemy ich jako przełącznik do innego świata, ale jako coś, co po powrocie do codzienności pozwoli nam dokonać innego wyboru niż ten, o którym wiemy, że nam oraz innym nie służy. Są wspaniałe, jeśli wiemy, po co są – dla podniesienia naszej energii, aby zharmonizować się z inną wersją samych siebie – tą wersją, która nie będzie się zmuszać do pozostania w towarzystwie kogoś, kto nas poniża i obraża, ale opuści takie towarzystwo i tym samym na to nie pozwoli.
Praktyki rozwoju osobistego czy duchowe są jak schody albo drabina. Prowadzą do czegoś, ale same z siebie nie mają znaczenia – może jedynie oprócz estetycznego, wprowadzającego element piękna czy harmonii, jeśli jako takie są na wysokim poziomie estetyki, a kontakt z nimi nas wzbogaca. Same z siebie jednak duchowością nie są. Jeśli chodzi się po schodach, nie dochodząc donikąd, to nie mają one większego sensu. Dopiero istnienie celu, do którego pozwalają dotrzeć, nadaje schodom sens ich istnienia.
Duchowość / rozwój osobisty – jeśli pchające do nich intencje nie zostają poddane szczerej weryfikacji – mogą się okazać nieuświadomionymi wymówkami do tego, żeby nie zajmować się tym, co konieczne – trudnymi emocjami w bliskich relacjach czy w dziedzinach, które nam za dobrze nie “wychodzą”. Niektórzy nie bez przyczyny nazywają uduchowienie “odlotem” – tam, gdzie nie musimy się niczym przejmować, ale nie dlatego, że zostało to rozwiązane czy naprawione, ale z powodu pozostawienia świata ziemskich spraw daleko “na dole”.
“Droga duchowa, która nie prowadzi do codzienności, jest drogą na manowce” mawiał Willigis Jäger, a Clarissa Pinkola Estés w rewelacyjnej książce “Biegnąca z wilkami” nierozerwalność światów ducha i materii, które dla nas najnamacalniej reprezentuje na ziemskim świecie nasze ciało, wyraziła w ten sposób: “(...) Ciało ma nas unosić, poruszać, wypełniać wrażeniami na dowód, że istniejemy, że jesteśmy tutaj; ma dawać oparcie, ciężar, poczucie fizyczności. Błędne jest mniemanie, że aby się wznieść w domenę ducha, trzeba opuścić ciało. To właśnie ciało jest odskocznią do duchowych doświadczeń. Bez ciała nie byłoby wrażenia przekraczania progów, nie byłoby uczucia uniesienia, wysokości, nieważkości. Wszystko to przychodzi z ciała. Ciało jest jak wyrzutnia rakietowa. Z jej kapsuły dusza wygląda przez okienko na tajemnicze gwiaździste niebo i jest olśniona.”
Duchowość, to narzędzie do połączenia aspektów ziemskiego i “niebiańskiego” w jedno tu i teraz – na ziemi. Wielość jej praktyk, z których żadna nie jest ani lepsza ani gorsza od pozostałych, służy temu, aby każdy mógł znaleźć swoją najdogodniejszą, najlepiej z nim zharmonizowaną ścieżkę dotarcia do “Rzymu” – dobrego życia na ziemi – do którego prowadzą wszystkie te drogi, które są oparte o wyjście poza własne ograniczenia. Jeśli nasze relacje z najbliższymi są trudne i zagmatwane – najlepsze medytacje, kadzidła, gongi, misy, joga, warsztaty i tony książek tego nie zmienią same z siebie. Trzeba się wziąć za bary z tym, co czyni nasze ścieżki poplątanymi i posprzątać codzienny bałagan w życiu.
Często praktyki rozwoju osobistego i duchowego są sposobem, w który usiłujemy zamanifestować w swoim życiu to, czego pragniemy – dobry związek, majątek, przyjaźń, zdrowie czy cokolwiek, co prezentuje dla nas wartość, a czego aktualnie nie posiadamy. Skoro jednak praktykujemy w określony sposób, ale nie przysiadamy, aby zbadać rzetelnie przyczyny, dlaczego wszystkie poprzednie związki zakończyły się fiaskiem, dlaczego pomimo wysiłku nie mamy majątku, dlaczego, choć tak bardzo się staramy, opuszczają nas wszyscy przyjaciele – nic to nie da i tak. A przynajmniej niewiele.
Często praktyki duchowe są nieco "zamiast" - skoro ciężka praca, znój i wysiłek nie przyniosły spodziewanych rezultatów w naszym życiu, osładzamy sobie gorycz porażek, skacząc z warsztatu na warsztat i przynajmniej w czasie ich trwania czujemy się na przyjemnym haju, trochę tak jak w weekend - zanim znowu przyjdzie uprzykrzony poniedziałek, a wraz z nim szara codzienność.
Duchowość jest drogą, która wiedzie człowieka do wewnętrznej spójności – gdzie jego myśli, uczucia, słowa i czyny są tożsame – nie wykluczają się wzajemnie ani sobie nie przeczą. To co wewnątrz, prezentujemy sobą na zewnątrz. Wtedy nasze czyny mają prawdziwą moc transformacji. Nie potrzeba być jednak do tego lewitującym fakirem, ale wymaga to zwykłej ludzkiej autentyczności – bycia uczciwie sobą ziemskim z krwi i kości. Jeśli taka jest nasza intencja i temu służy nasza praktyka duchowa – to wspaniale! Jesteśmy na dobrej drodze.
Częstym błędem popełnianym przez ludzi wysoce skupionych na rozwoju duchowym czy osobistym jest nadinterpretacja tego, do czego te praktyki winny nas w rezultacie prowadzić. Efektem tej nadinterpretacji jest podział na to, co jest dobre i złe. Spory udział w tym konstrukcie myślowym ma warunkowanie naszego umysłu przez religię, stosującą błędną interpretację zaleceń duchowych przywódców, takich jak Jezus czy Budda, którzy rzekomo nawoływali do ubóstwa i ascezy oraz wielu innych nieżyciowych praktyk. Osoba na ścieżce duchowej jest w doskonałym miejscu, gdzie swojej świeżo uzyskanej, stopniowo rozwijanej świadomości może użyć do zakwestionowania błędnych założeń i zdobycia nowych doświadczeń, opartych o prawdę i stać się istotą duchową o dużym majątku, znakomitym związku opartym na miłości, również w aspekcie cielesnym i bez poczucia winy oraz korzystać w pełni z uciech życia, nie będąc w konflikcie z naukami proroków. Brak pieniędzy nie oznacza bycia bardziej uduchowionym czy rozwiniętym. Wręcz przeciwnie. Osoba na wysokim poziomie duchowym rozumie pieniądz jako neutralną energię, niemającą ani dobrego ani złego znaczenia sama przez się i używa ich do czynienia dobra – swojego oraz innych.
Kiedy nauki duchowe i rozwoju osobistego wtłoczą już w nasze głowy to, jak ważne jest podążanie za głosem własnej intuicji, czujemy się często w posiadaniu wiedzy na miarę kamienia filozoficznego, mającego moc przemiany ołowiu w złoto. Sama wiedza jednak na ten temat nam nie wystarczy, bo to, co nas prawdziwie pcha do rozwoju, to odwaga robienia tego, co nam ona podpowiada. Jest to związane z jedną z trudniejszych umiejętności na drodze rozwoju – przynajmniej w jego początkowym stadium – a mianowicie rezygnacją z oczekiwań, jakie kierujemy do życia w przekonaniu, że ich realizacja przyniesie nam to, o co nam chodzi. Praktyka jednak postępowania zgodnie z intuicją, nawet jeśli stoi to w sprzeczności z tym, co byśmy “chcieli”, przynosi zaskakująco dobre efekty, wynikające z zaufania do siły wyższej, która “wie lepiej” niż my sami, co jest dla nas dobre, a na co nigdy byśmy sobie nie pozwolili z obawy przed opuszczeniem starej bezpiecznej przystani.
Duchowość, jeśli nie wiedzie do odpuszczenia własnych pomysłów na wszystko to, co od nas nie zależy w naszym życiu, to nie duchowość – to przykrywka maskująca nasz lęk przed stawieniem czoła “demonom” mającym interes trzymania nas w przeszłości i nie pozwalania na rozwój.
To co w istocie jest duchowością, wywodzi się z postawy dziecka, które nie boi się nie wiedzieć, i jego ciekawości, aby dowiedzieć się, jak naprawdę jest i spróbować tej wiedzy doświadczyć w praktyce. Dziecko nie boi się zadawać pytań. Jest dociekliwe i uparte w domaganiu się odpowiedzi. Ufa dorosłemu i jest całkowicie otwarte na jego prowadzenie. Wie, że on wie lepiej i nie wstydzi się swojej niewiedzy, dopóki dorosły nie da mu do zrozumienia, że nie wiedzieć jest czymś złym, a pytać – arogancją i bezczelnością. Jeśli uda nam się zakwestionować tą nieprawdę i powrócić na ścieżkę zaufania do “dorosłego” wszechświata, który – niezależnie co o tym myślimy – i tak “wie” lepiej i tak czy owak sprawi, że poczujemy skutki własnych działań, wygramy niczym los na loterii – zamiast się “wymądrzać”, podążymy za liderem, który da nam życie, o jakim marzymy.
Wszechświat jest potężny i bogaty. A my mamy wybór – uznać naszą niewiedzę i cieszyć się z własnych odkryć, możliwych dzięki zaufaniu do “siły wyższej” lub – udawać “świętych” i drżeć na myśl o tym, że ktoś może naszą świętość urazić, narażając nas na wstyd i ból – tak jak kiedyś naszą ciekawość ośmieszył jakiś nie do końca mający wiedzę jak to funkcjonuje dorosły, zostawiając nas w niesłusznym przekonaniu, że ciekawość, to pierwszy stopień do piekła zamiast – do wiedzy. Jakkolwiek nieprzyjemna jest konfrontacja z tymi emocjami – warto wziąć je “na klatę”, uronić kilka łez i krótką chwilę potem dołączyć do grona innych “dzieci” korzystających z uciech w wesołym miasteczku zwanym życiem.
zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie
LINKi do BLOGa:
artykuły dedykowane świadomemu leczeniu chorób
artykuły dedykowane samodzielnemu, świadomemu uwalnianiu od nałogów
artykuły - inspiracje do świadomego uzdrawiania relacji międzyludzkich
artykuły wspomagające trwałe rozwiązywanie problemów, efektywne osiąganie celów i spełnianie marzeń
bajki - mądrość o skutecznych sposobach zaspokajania pragnień o lepszym życiu ukryta w historiach
Uzdrawianie siłami natury
Agnieszka Pareto