Dobre samopoczucie, to wynik stanu równowagi jednostki we wszystkich dziedzinach jej życia: fizycznej, psychicznej i duchowej (niezależnie od wyznania, bądź jego braku). Osoba, która czuje się dobrze, jest zadowolona z funkcjonowania swojego ciała w ramach istniejącej bieżąco jego kondycji, ma zdrowe poczucie własnej wartości, szacunek do własnej osoby, zdrową samoocenę oraz poczucie rzeczywistości i sprawiedliwości.
Wytrącenie ze stanu równowagi w jakimkolwiek aspekcie, wywołuje reakcję mobilizacji sił jednostki do powrotu do niego. Jest to możliwe dzięki naszej wrodzonej zdolności do samoregulacji. Jest to możliwe, jeśli nie występują przeszkody w tym procesie lub jeśli pomimo zniknięcia przeszkód, my sami swoim postępowaniem nie stawiamy kolejnych.
Zachwianie równowagi może być wywoływane niezliczonymi czynnikami, a poznać je można po różnym stopniu odchylenia od stanu wzorcowego, którym jest brak dolegliwości, wewnętrzny spokój i pogoda ducha.
Jeśli przeszkody na drodze do równowagi są niewielkie, to po ich usunięciu równowaga powraca szybko i niekomfortowe samopoczucie, będące jej wynikiem, mija dość łatwo. W sytuacji, gdy przeszkody są istotne, dojście do równowagi po ich usunięciu może trwać znacznie dłużej, a niekomfortowe samopoczucie może trwać stosunkowo długo.
Jeśli rozumiemy istotę tego procesu, wiemy, iż kiepskie samopoczucie bywa częścią powrotu do równowagi i im mniej zakłócamy ten proces i reagujemy w jakikolwiek sposób, tym szybciej dobre samopoczucie może powrócić. Jeśli nie rozumiemy - czas kiepskiego samopoczucia traktujemy jako przeszkodę samą w sobie i próbujemy ją usunąć samodzielnie - stosując substancje tłumiące dyskomfort, jedząc nie będąc głodnymi, pijąc, kupując nieproporcjonalnie do rzeczywistych potrzeb, nadużywając internetu, uprawiając seks z osobami, do których nic nie czujemy, wchodząc w związki z ludźmi, którzy, jak wierzymy, sprawią, że się dobrze poczujemy, wpadając w pracoholizm - listę tę można długo rozwijać. Istotnym, nieświadomym błędem jest tutaj, iż próbując zlikwidować dyskomfort bez zrozumienia, co jest jego przyczyną, tłumimy istotny sygnał informujący o zachwianiu równowagi, nie tylko nie rozwiązując problemu, który zachwianie równowagi spowodował, lecz wręcz powodując jeszcze mniejszy do niego dostęp.
Mamy w tym samodzielnym likwidowaniu dyskomfortu bardzo szlachetne intencje - próbujemy znaleźć sposób, aby czuć się dobrze - fizycznie, psychicznie i/lub duchowo i szukamy, wypróbowując na sobie co się da, żeby dyskomfort zniknął. Jeśli nie rozumiemy jednakże, iż jest on integralną częścią procesu samoregulacji, to próbując go tłumić, wpadamy po drodze w sidła różnego rodzaju uzależnień, które dają nam złudne uczucie dobrego samopoczucia.
Czasem zaczynamy sobie zdawać sprawę z tego, iż zabrnęliśmy w ślepą uliczkę i że już jesteśmy od czegoś uzależnieni. Próbujemy “rzucać” przedmiot naszego uzależnienia, tylko że rzucanie bez zrozumienia naraża nas na jeszcze większy dyskomfort, bo nie dość, że nie tłumimy już bólu swoim uzależnieniem, to na dodatek dołączamy do tego ból po odstawieniu uzależnienia.
Bycie w sidłach uzależnienia nie oznacza nigdy, że jest coś z nami nie tak. Wszystko jest z nami ok, niezależnie od niektórych niewybrednych społecznych sugestii. Po prostu brakuje nam informacji, że wybieramy szkodliwą ścieżkę w drodze do dobrego samopoczucia, którego właśnie instynktownie szukamy.
Skąd wiedzieć, że wpadliśmy w uzależnienie? Samo słowo sugeruje istnienie jakiejś “zależności” (u-zależnienie) - czyli jeden czynnik w tej relacji zależy od drugiego czynnika, który posiada nad nim kontrolę. I czy to jest substancja chemiczna, czy poczucie winy, czy relacje z wampirami energetycznymi, czy praca ponad siły, czy nadmierne zakupy, żeby choć przez chwilę poczuć się dobrze - wszystko to posiada wspólny mianownik - przekazujemy temu czynnikowi władzę nad decyzjami w naszym życiu.
“Zależymy” od jego mocy dostarczenia nam dobrego samopoczucia, bo nie zdajemy sobie sprawy, że sami możemy sobie to dobre samopoczucie zapewnić innym rodzajem decyzji. Nie zdajemy sobie sprawy, iż dobre samopoczucie zapewniane przez zewnętrzne czynniki jest tylko złudzeniem, a uleganie ich władzy oddala nas jeszcze bardziej od pożądanego stanu rzeczywistego dobrego samopoczucia. Nie mamy wiedzy, że to my sami jesteśmy twórcami własnego samopoczucia. A jesteśmy.
Aby móc się pożegnać z uzależnieniem bez potrzeby “rzucania” i popadania w cierpienia z powodu nagłego braku czynnika łagodzącego pierwotne cierpienie, potrzebujemy zrozumieć, co dokładnie zapewnia nam ów czynnik i być w tym do bólu szczerym samemu ze sobą (bez targowania się i sztuczek - nikt tego nie usłyszy, więc nie musimy się tej szczerości obawiać) i poszukać intuicyjnie, co tak naprawdę próbujemy nim zagłuszyć.
Może są to uczucia lęku w związku z czymś, co boimy się zrobić lub powiedzieć głośno, może wstydu, bo uważamy się za brzydkich i nie dość dobrych, może coś nas boli i nie chcemy przyjrzeć się z bliska naszej chorobie i przed nią uciekamy, może poczucia winy za coś, co zrobiliśmy, może złości na kogoś o coś, może zawiedzionej nadziei w oczekiwaniu na coś, może strachu przed powiedzeniem otwarcie NIE komuś, kto wymaga od nas życia nie swoim życiem, może smutek i żal po odejściu kogoś ukochanego? Może…? To miejsce na własne refleksje i odpowiedzi. Jaki ból i dyskomfort, zakodowany w konkretnej sytuacji próbujemy zagłuszyć? Może ból sięga nawet czasów dzieciństwa, których możemy mieć prawo nawet nie pamiętać? Ale mógł zostać kiedyś zduszony i tkwi w nas nadal, wpływając istotnie ciągle na nasze życie?
Jeżeli nagromadziliśmy, często przez długi czas, ból, smutki, żale, gniew, rozpacz, poczucie winy i inne uczucia, które są bardzo nieprzyjemne w odczuwaniu i dość naturalnie ich odczuwania próbujemy uniknąć, powstaje zator, niczym w rurze - przepraszam za tą analogię - i dopóki zator ten nie zostanie zlokalizowany, a następnie rozluźniony i siła wody go z rury nie wypchnie, będzie przyczyną problemu, bo woda nie przestanie chcieć się przedostać. Woda będzie pchała się po bokach, rozlewała i tworzyła powodzie naokoło, będzie zalewać i niszczyć, bo nie ma ujścia tam, gdzie powinna płynąć, przynosząc życiodajny nurt.
Jeśli nasze zagłuszanie trwa od lat, możemy już mieć problem z rozpoznaniem, czego tak naprawdę próbujemy uniknąć i jakich uczuć nie chcemy ponownie przeżywać. Ba! Możemy żywić przekonanie, że my nic nie próbujemy zagłuszać, tylko “palimy, bo lubimy”. Oczywiście! Jem arszenik, bo lubię! Kto mi zabroni? Jestem dorosła/y i ja decyduję o moim życiu! Nikt mi nie będzie mówić, co mam robić, a co nie!
To absolutna prawda. Nikt nam niczego nie zabroni. Ta decyzja musi wyjść całkowicie od nas. Lecz wcześniej musimy zobaczyć, że próbując uniknąć dyskomfortu i bólu na drodze do dobrego samopoczucia, narażamy się na dyskomfort znacznie większy, bez szansy na dobre samopoczucie wynikające z równowagi naszego systemu, a nie z mechanicznego zagłuszenia bólu.
Dobrze zatem. To jeśli przyjmiemy, że rzeczywiście fakty z naszego życia niezbicie mówią, że za pomocą naszych uzależnień próbujemy uniknąć cierpienia, to skoro nie wiemy co zagłuszamy, bo od tak dawna nie mamy kontaktu z tym, co czujemy, to czy już nie mamy szans na dobre samopoczucie?
Na szczęście szansę mamy zawsze, dopóki żyjemy. Obojętnie w którym momencie życia uświadomimy sobie, co robimy i dlaczego, jakie skutki to ma i że już takich nie chcemy więcej (nie wiem, czego chcę, ale przynajmniej wiem, czego nie chcę - to bardzo wiele), od tego momentu wszystko może zacząć się zmieniać w kierunku dobrego samopoczucia.
Jeśli rozpoznaliśmy szkodliwy schemat w naszym życiu, przykładowo:
sięgamy prawie odruchowo (tu zachęcam do uczciwej samooceny, a nie wykrętów) po substancje, żeby się nieco “znieczulić” - alkohol, tytoń, marihuana, inne,
jemy, kiedy nie jesteśmy głodni,
uprawiamy seks z byle kim,
wiążemy się z osobami nie z miłości, a dla zapewnienia sobie dobrego samopoczucia dzięki relacji z nimi,
kupujemy, żeby przez chwilę się dobrze poczuć, ale nie dlatego, że czegoś rzeczywiście potrzebujemy (przy czym dwudziesta bluzka i tłumaczenie, że bez niej umrzemy, to nie dokładnie jest ta szczerość ze sobą samym, o którą mi chodzi),
czytamy namiętnie plotkarskie strony czy gazety, wpadając w beznadzieję, że opisywane osoby żyją tak jak my nigdy nie będziemy w stanie, więc żyjemy ich życiem, rezygnując ze zmian we własnym,
krytykujemy innych, którzy próbują się wyrwać ze szkodliwych schematów, zatruwając ich własnym defetyzmem, w głębi ducha życząc im klęski, żeby uzasadnić we własnych oczach swój brak działania w tym kierunku,
okłamujemy sami siebie, że musimy bardzo ciężko pracować, choć mamy już elegancki dom, samochody, majątek, oszczędności - więcej niż potrzeba, żeby nie skonfrontować się z faktem, że nawet nie wiemy co lubimy ... itd. itp.
to jeśli nie wiemy jaką dobrą decyzję podjąć (tak długo albo od zawsze podejmowaliśmy “te złe”, że nie mamy pojęcia, z której strony zacząć), dobrze jest poczekać na kolejną okazję, gdzie zazwyczaj podejmujemy nasze szkodliwe decyzje i tam się ZATRZYMAĆ. I nie robić przez jakiś czas NIC. Poczekać na inną decyzję, od tej części nas, która by nam nigdy nie zaszkodziła. Tej części nas, która nigdy lub dawno nie była dopuszczana do głosu, i która potrzebuje czasu, żeby z nas wypłynąć. Potem, jak już się przyzwyczai, że mamy ochotę jej posłuchać, pojawi się szybciej, ale pierwsze razy może nawet nie przyjść wcale. Ale jeśli znów przy kolejnej okazji poczekamy na jej głos, i znów i znów - w końcu odpowie. I nie będziemy żałować, że na nią poczekaliśmy.
Dobre samopoczucie przyjdzie jako efekt szczerego dążenia do dobrego samopoczucia na wszystkich poziomach jednocześnie - fizycznym, psychicznym i duchowym.
Jeśli zapewnimy sobie komfort fizyczny lub psychiczny lub duchowy, ale nie nakarmimy potrzeb naszych pozostałych integralnych istot, w wyniku takich decyzji powstanie dyskomfort, którego żaden sposób, oprócz faktycznej konfrontacji z prawdziwą przyczyną - naszymi stłumionymi uczuciami, nie będzie w stanie zagłuszyć, a jedynie doprowadzi do kolejnych uzależnień, bo życia w bólu przecież nie chcemy.
Konfrontacja z rzeczywistymi przyczynami naszych uzależnień - wypartymi i pogrzebanymi uczuciami, może jedynie przynieść zdrowie i prawdziwie dobre samopoczucie.
W skrócie - jak uporać się z naszymi uzależnieniami? Jak wydobyć te zakopane i wyparte uczucia i zdobyć upragnione dobre samopoczucie?
Najważniejsze, to w ogóle ZAUWAŻYĆ, że szukamy dobrego samopoczucia w szkodliwy dla nas sposób.
Odkryć, jaki to sposób w naszym konkretnym przypadku - w jakich sytuacjach próbujemy uniknąć dyskomfortu związanego z byciem szczerym wobec samego siebie i jakie zamiast tego decyzje podejmujemy, żeby czuć się dobrze (pozornie, jak rzeczywistość pokazuje).
Nie martwić się jeśli schematu nie uda się znaleźć i nadal nie mamy pojęcia jak sobie szkodzimy.
Przy każdej kolejnej sytuacji według naszego schematu (lub po prostu przy każdej sytuacji, jaka się pojawi), ZATRZYMAĆ SIĘ, zanim się podejmie decyzję i poczekać (minuty, godziny, dni - jeśli możemy, dajmy sobie czasu jak najwięcej).
Podjąć decyzję, w której każdy nas aspekt - fizyczny, psychiczny i duchowy będzie się czuł usatysfakcjonowany JEDNOCZEŚNIE. Nie - albo - albo. Jeśli decyzja nie uwzględnia jakiegoś aspektu, poczekać dłużej, poszukać innego rozwiązania, aż właściwe się znajdzie.
Jeśli nie ma przestrzeni na super decyzję, uwzględniającą wszystkie aspekty naszej istoty, podjąć optymalną w danym momencie, być dla siebie wyrozumiałym i próbować znów przy kolejnej okazji. I znów i znów. Aż się w pełni uda. I poczujemy się wspaniale.
Powodzenia!
zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie
LINKi do BLOGa:
artykuły dedykowane świadomemu leczeniu chorób
artykuły dedykowane samodzielnemu, świadomemu uwalnianiu od nałogów
artykuły - inspiracje do świadomego uzdrawiania relacji międzyludzkich
artykuły wspomagające trwałe rozwiązywanie problemów, efektywne osiąganie celów i spełnianie marzeń
bajki - mądrość o skutecznych sposobach zaspokajania pragnień o lepszym życiu ukryta w historiach
Uzdrawianie siłami natury
Agnieszka Pareto